Po egzaminie wszyscy byli wycieńczeni. Jedynie kilku niewzruszonych uczniów nadal siedziało z nosem w książkach. Pośród tych osób znajdował się Severus Snape. Piętnastolatek opierał się wygodnie o drzewo, studiując podręcznik do transmutacji. Czytał właśnie bardzo ciekawy rozdział dotyczący transmutacji ludzkiej i zwierzęcej, gdy usłyszał kroki tuż obok siebie. Obok niego stał James Potter, Gryfon z jego roku. Wpatrywał się w Ślizgona z nutą pogardy.
- No co jest, Smarkerusie? - warknął na tyle głośno, że większość uczniów spędzających czas na błoniach skierowała na nich wzrok. Snape z całego serca nienawidził Pottera, zadufanego w sobie dupka, który poza sobą nie widział świata. Chłopak postanowił działać. Podniósł się i szybko użył zaklęcia niewerbalnego. Gdy James odwracał się, akurat Sectumsempra trafiła w niego, robiąc nacięcie na jego policzku. Chłopak szybko rękawem przetarł krew spływającą z rany i wściekły krzyknął coś niezrozumiałego. Chwilę potem Severus zwisał nad nim do góry nogami. Ślizgon nieporadnie machał chudymi nogami. Różdżka gdzieś mu wypadła, nie miał się nawet jak obronić. Potter, chcąc jeszcze bardziej upokorzyć chłopaka, wyczarował różnokolorowe bańki, które zaczęły wydobywać się z ust Snape'a. Ten zaczął się dusić, do tego nadal zwisał nad ziemią. Brak powietrza szybko dał o sobie znać. Zaczęło mu się robić słabo. Po chwili usłyszał głos dziewczyny. Tak dobrze mu znany ciepły ton Gryfonki teraz przesycony był najwyższą pogardą na jaką było ją stać.
Nie słyszał nawet do końca, co mówiła. Jednakże poczuł, że opada powoli na grunt.
- No co jest, Smarkerusie? - warknął na tyle głośno, że większość uczniów spędzających czas na błoniach skierowała na nich wzrok. Snape z całego serca nienawidził Pottera, zadufanego w sobie dupka, który poza sobą nie widział świata. Chłopak postanowił działać. Podniósł się i szybko użył zaklęcia niewerbalnego. Gdy James odwracał się, akurat Sectumsempra trafiła w niego, robiąc nacięcie na jego policzku. Chłopak szybko rękawem przetarł krew spływającą z rany i wściekły krzyknął coś niezrozumiałego. Chwilę potem Severus zwisał nad nim do góry nogami. Ślizgon nieporadnie machał chudymi nogami. Różdżka gdzieś mu wypadła, nie miał się nawet jak obronić. Potter, chcąc jeszcze bardziej upokorzyć chłopaka, wyczarował różnokolorowe bańki, które zaczęły wydobywać się z ust Snape'a. Ten zaczął się dusić, do tego nadal zwisał nad ziemią. Brak powietrza szybko dał o sobie znać. Zaczęło mu się robić słabo. Po chwili usłyszał głos dziewczyny. Tak dobrze mu znany ciepły ton Gryfonki teraz przesycony był najwyższą pogardą na jaką było ją stać.
Nie słyszał nawet do końca, co mówiła. Jednakże poczuł, że opada powoli na grunt.
Zamglonym wzrokiem ujrzał górującą nad nim sylwetkę. James patrzył na niego, śmiejąc się.
- Masz szczęście, że Evans tu była, Smarku. - Po czym kopnął go i odszedł wraz z resztą Huncwotów. Severus powoli i niezdarnie podniósł się, patrząc w oczy Gryfonki. Były piękne...
Ta chciała coś powiedzieć, jednak on warknął tylko
- Nie potrzebuję twojej pomocy, ty głupia szlamo... - Odszedł.
Po prostu najzwyczajniej w świecie zostawił ją i poszedł w kierunku zamku.
Lily poczuła się, jakby ktoś ją uderzył. Serce podskoczyło jej do gardła, zdusiła w sobie łzy i pobiegła w przeciwną stronę. Skierowała się do chatki Hagrida, gdzie spędziła następne godziny.
Tymczasem Ślizgon błąkał się bez celu po Hogwarckich korytarzach.
Żałował tego, co powiedział, jednak nie mógł się do tego przyznać. Przecież był z domu samego Salazara. W tym domu nie można było okazywać słabości. Traciło się przez to szacunek, jaki musiało się uzyskiwać przez lata. Więc chłopak chodził z miejsca w miejsce, niekiedy strasząc młodszych uczniów kręcących się na jego drodze.
Wreszcie dotarł na jakiś pusty korytarz. Wyglądał na taki, po którym nikt nie chodził.
Uczeń zauważył ławkę, samotnie stojącą pośród czterech ścian. Nigdzie nie znajdowały się nawet żadne drzwi, które mogłyby prowadzić ku jakiejkolwiek sali. Poza ławką w kącie stała jedynie niska szafka. Snape podszedł do niej. W szafce była szuflada, którą ostrożnie otworzył. W środku znalazł jedynie coś w rodzaju... Figurki? Chyba to określenie najlepiej pasowało do tego obiektu.
Przyjrzał się przedmiotowi. Była to postać. Stojąca prosto kobieta. Dopiero po chwili Severus zauważył pewien przerażający szczegół. Figurka miała długie, lekko falowane włosy, opadające kaskadami na plecy. Blada twarz pokryta była złotymi piegami, a czymś, co zwracało uwagę, na pewno były też oczy. Zielone, tak intensywnie, jak w kolorze wiosennej trawy. Ręce były ułożone w serce. A z niego wystawała mała kartka. Ślizgon wyciągnął ją, uważnie czytając tak krótką treść
"To, czego chcesz jest tutaj...". Co to mogło znaczyć ? Mimo tak krótkiej wiadomości, była ona dość niezrozumiała. Jednakże po kilku minutach myślenia, zrozumiał. To, czego chcesz... Proste.
Wtedy uderzyła go myśl. Wcześniej, wydawała mu się odległa, jakby nieosiągalna. Nie wierzył, że to może być prawda. Czy on ją...?
Czy on ją kochał? Czy to mogła być prawda?
Nawet jeśli tak, to wiedział, że po tym, co dzisiaj odstawił nie miał u niej szans. Zrozumiał swój błąd dopiero wtedy, gdy było już za późno. Uderzyło go to tak mocno, jakby dostał w twarz.
Ta mała, ruda dziewczyna była jego miłością. A to dotarło do niego wtedy, kiedy ją stracił.
To taka ironia. Ona go lubi, on nie wie co czuje.
On ją kocha, ona go nienawidzi.
Tak już bywa...
Jednakże Severus Snape już do końca życia nie zapomniał uczucia, jakie towarzyszyło mu w towarzystwie Lily Potter.
Prawdziwa miłość jest wieczna...
*****
Wooow. Wróciłam! Opowiadania chyba może być. Tekst z dedykacją dla Klaudii. Jakoś tak lekko mi się to pisało.
To był pierwszy raz, kiedy to pisałam, ale mam nadzieję, że nie wyszło tak źle.
No to zapraszam do komentowania.
~Blue Raven
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz