29 lipca 2016

Bo to jest piekło, a ja w nim tkwię

Przepraszam. 


Rozglądasz się wokół, chociaż dobrze wiesz gdzie jesteś. W domu. W swoim piekle. Słyszysz krzyk przepełniony bólem, a zaraz po nim okrutny śmiech. Nie chcesz tam iść, jednak coś cie do tego zmusza. Wchodzisz do niegdyś pięknego salonu, teraz zniszczonego. Nikt nie zwraca uwagi na twoje przyjście, wszyscy skupieni oglądają scenę rozgfrywającą się przed ich oczami. Czarny Pan torturuje jakieś dziecko. Nie wiesz kim ono jest jednak nie możesz na to patrzeć. Chcesz zamknąć oczy ale coś ci nie pozwala. W tytm momencie dziewczynka spogląda na ciebie swoimi dużymi niebieskimi oczami.
-Pomóż mi-mówi begłośnie jednak wiesz, że dla niej już nie ma nadzieji. Przy życiu trzymają ją tylko eliksiry które podał jej Pan by jak najdłużej mieć z niej zabawkę. Przypominasz sobie, że kiedyś zgadzałeś się z jego ideologią. Wtedy nie zauważałeś jeszcze jakim On jest szaleńcem. Oddałbyś wszystko by móc cofnąć czas i nigdy do Niego nie dołączyć. Może wtedy by żyli. Może wtedy Ty byś żył, bo teraz tylko istniejesz. Wtedy słyszysz dwa słowa, te na które czekałeś, te których się bałeś. Widzisz zielone światło. W tym momencie otwierasz oczy. To wszystko to tylko zły sen 

-Drama Queen aka Sly

27 lipca 2016

Harry i Luna

 Hej! Nie za długi post, ale mam nadzieję, że się spodoba.

Tak dla sprostowania, w tej miniaturce bardziej inspirowałam się wydarzeniami z filmu, więc zdaję sobie sprawę z tego, że tak nie było w książce.

*

   Lekcja wyczarowywania patronusów szła w jak najlepszym kierunku, coraz więcej srebrnych stworzeń pojawiało się w pomieszczeniu. Kiedy Luna skupiła się, zobaczyła jak połyskujący zając skacze wokół niej. Uśmiechnęła się szeroko na ten widok i zaraz usłyszała gratulacje ze strony Harry'ego. Spojrzała na niego krótko, po czym wróciła do ćwiczenia tej naprawdę trudnej praktyki. Wszystko szło dobrze, gdyby nie nagły huk, który rozległ się w kącie pomieszczenia. Po chwili podszedł tam Nigel, chyba najmłodszy członek Gwardii Dumbledore'a, bo  był w zaledwie trzeciej klasie, a już chciał uczyć się walczyć. Oczywiście Luna uważała to za słuszne, bo każdy powinien opanować umiejętność obrony i kilka zaklęć ogłuszających... czy coś. 

Harry w szybkim tempie dołączył do chłopaka, po czym gwałtownie odsunęli się od ściany, która w ciągu kilku sekund wybuchła. Przed przestraszonymi uczniami stała profesor Umbridge w swoim różowym wdzianku detektywa i cała brygada inkwizycyjna, która już od dłuższego czasu próbowała nakryć uczniów na gorącym uczynku. Teraz stali z dumnymi minami, a nauczycielka uśmiechała się okrutnie, po czym odezwała się tym swoim przesłodzonym głosem.

 - Och... Czyżbyśmy przeszkadzali Wam we wspólnej nauce? - Lunę przeszły ciarki na myśl o tym ,jak ta wredna kobieta może ich ukarać. Dużo osób wiedziało o tym, co spotkało Harry'ego i inne osoby na szlabanach. To było dużo gorsze niż czyszczenie kociołków i polerowanie sreber. Wszyscy zostali zobaczeni i nikt nie miał szans na ucieczkę, więc po prostu stali w miejscu. Umbridge poinformowała ich, że za dwa dni wszyscy mają stawić się pod jej gabinetem w oczekiwaniu na szlaban. Luna wpadła na plan. Może to, co zrobi będzie głupie, ale poczuła potrzebę uratowania wszystkich, którzy podjęli się dołączenia do Gwardii.

W czwartek o godzinie siedemnastej wszyscy stawili się pod jej gabinetem, wywoływani po kolei. Zostało już tylko kilka osób. Kiedy Krukonka usłyszała swoje nazwisko, podniosła się i poklepała Harry'ego po ramieniu, próbując go pocieszyć.
 - Nie martw się, będzie dobrze. - Mruknęła, zmierzając w stronę drzwi. Kulturalnie zapukała i po chwili znalazła się wewnątrz pomieszczenia. Krótko rozejrzała się, lustrując wzrokiem różowe ściany przyozdobione talerzami w kotki. W duchu powiedziała sobie, że już nigdy się tu nie znajdzie.
 - Dzień dobry, profesor Umbridge. - Powiedziała, zasiadając na przeciwko jasnego biurka.
 - Wiem, że widziała mnie pani, tak samo jak resztę. - Powiedziała od razu. Nie zamierzała się cackać z tą babą. Przyszła zrobić to, co trzeba.
 - Jednak nie wiem, czy dokładnie wie pani w jakim celu spotkaliśmy się tam tamtego dnia. Otóż Harry... - Urwała nagle, ale widząc ponaglające spojrzenie nauczycielki szybko się ocknęła. - Otóż Harry jako dobry przyjaciel... - Dodała.
 - Otóż Harry jako dobry przyjaciel uczył was niebezpiecznych zaklęć! Nie powinno się tak dziać, panno Lovegood, o nie. Moi poprzednicy uczyli was w sposób zły i absolutnie niedozwolony. Ja tylko chcę naprawić ich błędy. - Powiedziała, patrząc na dziewczynę z politowaniem.
 - Absolutnie. Nie wie pani, co tam robiliśmy. Nikt nie mówił nic o stosowaniu niebezpiecznych zaklęć. - Wtrąciła łagodnie. Nie chciała doprowadzić Umbridge do złości, bo mogłoby to wyjść na złe nie tylko jej, ale i całej gwardii.
 - My tylko chcieliśmy zrobić Harry'emu niespodziankę. No wie pani, na poprawę humoru.
 - Niespodziankę? Co ty bredzisz, dziecko? - Zapytała, patrząc na nią, jak na jakąś opóźnioną w rozwoju osobę.
 - Za każdym razem, kiedy się tam spotykaliśmy, omawialiśmy szczegóły co do tego. Wie pani... Harry za kilka dni ma urodziny i to miała być taka niespodzianka... - Mruknęła. W rzeczywistości nie wiedziała, kiedy chłopak ma urodziny, jednak musiała brnąć w kłamstwo dalej.
 - Harry bardzo się ucieszył i zaczęliśmy za pomocą różdżek tworzyć srebrne dekoracje, które być może wzięła pani za jakieś niedozwolone w użyciu przez nas zaklęcia. - Wyjaśniła spokojnie.
 - Musi mi pani uwierzyć, czuliśmy się bardzo niezręcznie, kiedy pani przyszła i posądziła nas o złe rzeczy, bo naprawdę nie mieliśmy złych intencji. Może pani przesłuchać Harry'ego on wszystko potwierdzi. - Oznajmiła pewnie, w głowie wymyślając wszystko, co będzie musiała zaraz powiedzieć Harry'emu. - Jeśli to wszystko, co pani chciała wiedzieć, to przepraszam, ale za dziesięć minut mam lekcję i nie chcę się spóźnić. - Po tych słowach wyszła, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
 - Harry, posłuchaj. - Zaczęła, szybko wyjaśniając mu co i jak. Chłopak kilka razy przytaknął, uśmiechając się na koniec do dziewczyny.
 - Luna... Jesteś naprawdę wspaniała. Nie wiem, jak mam ci dziękować. - Mówił, zmierzając do gabinetu nauczycielki po wywołaniu jego nazwiska. Minęło trochę czasu, a on wrócił z szerokim uśmiechem na ustach.
 - Naprawdę nie wiem, jak mogę ci podziękować. Chociaż... Może wybierzemy się razem do Hogsmeade w przyszłą sobotę? - Spytał z szerokim uśmiechem.
 - Chętnie. - Odpowiedziała, po czym razem zaczęli zmierzać do swoich pokoi. Pożegnali się i obiecali, że porozmawiają jeszcze jutro.
Chłopak z uśmiechem przemierzył Pokój Wspólny i już po chwili był dormitorium. Zasnął szybko, a na jego twarzy nadal gościł uśmiech.

Przez następne dni często spotykał się z Luną. Sam nie wiedział kiedy zaczął cieszyć się na spotkanie z nią bardziej niż powinien. Kiedy w sobotni poranek nie mógł wytrzymać, zaczął o wszystkim opowiadać Ronowi. Nie wiedział co się z nim dzieje, jednak podobało mu się to.  Z szerokim uśmiechem zszedł na śniadanie. Kiedy był już w Wielkiej Sali, przywitał się z najbliżej siedzącymi osobami i zaczął jeść kurczaka. Szybko zjadł posiłek i poszedł do Pokoju Wspólnego, by trochę wolnego czasu spędzić z Hermioną i Ronem. Grali w Eksplodującego Durnia, później Ron zaproponował Harry'emu małą rozgrywkę w szachy, na co ten chętnie przystał. Spojrzał na duży zegar na ścianie obok. Miał jeszcze około trzech godzin i ten czas zamierzał spędzić z przyjaciółmi. Kiedy Ron wygrał trzecią partię szachów, Harry poddał się, po czym zaproponował, żeby wybrali się do kuchni. Kiedy już tam dotarli, skrzaty chętnie poczęstowały ich różnymi ciastkami, dały im także sok dyniowy i kilka słodyczy. Szczęśliwi Gryfoni wrócili do pokoju i po chwili poszli do dormitorium, by zjeść to, co przynieśli. Harry nawet nie zauważył, kiedy minął czas. Szybko pożegnał Rona, bo Hermiona zostawiła ich już wcześniej. Potter wyszedł z dormitorium, zmierzając do wyjścia ze szkoły, gdzie mieli się spotkać. Luna już tam czekała, a na jego widok lekko się uśmiechnęła. Minęli uczniów, którzy tego dnia także wybierali się do Hogsmeade i ruszyli w drogę. Nie mieli problemów z tym, żeby utrzymać rozmowę. Po kilkunastu minutach drogi, zdecydowali, że najpierw pójdą na piwo kremowe, by chociaż trochę się rozgrzać. Co by nie mówić, tego dnia było wyjątkowo zimno. Gdy zajęli już miejsca przy stoliku, mając w rękach ciepłe kufle, przestali rozmawiać, ale trwało to tylko chwilę.  Pogrążyli się w rozmowie na temat Quidditcha i Harry musiał przyznać, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką wiedzę na ten temat ma Krukonka. Minęła może godzina, może dwie. Ciągle rozmawiali i naprawdę cieszyli się ze swojej obecności. Gdy zaczęło się ściemniać, powoli zaczęli kierować się w stronę szkoły. Spacer nie trwał bardzo długo, przynajmniej dla uczniów był zdecydowanie za krótki. Chłopak uparł się, że odprowadzi Lunę aż do Pokoju Wspólnego, a gdy wreszcie nadszedł moment pożegnania, uśmiechnął się niezręcznie. 

 - Dziękuję za dzisiejszy dzień. Było naprawdę fajnie. - Powiedział, po czym lekko pochylił się, by pocałować dziewczynę w policzek. Ta poczuła, że na jej twarz wpływa rumieniec. Posłała w stronę Harry'ego lekki uśmiech po czym zniknęła za drzwiami Pokoju Wspólnego. Westchnęła cicho, widząc że pomieszczenie jest niemal puste. Szybko udała się do dormitorium, po czym bezwładnie opadła na łóżko. Uspokoiła się dopiero po chwili. Podniosła się i sciągnęła z siebie ubrania, po czym ułożyła się wygodnie w łóżku. 

  Szeroki uśmiech nie opuszczał jej ani na chwilę. 

Hej! Miało być szybciej ale jest teraz. Mam nadzieję, że się podoba i powiem Wam, że mam inspirację do napisania czegoś jeszcze więc kolejny post powinien być dosyć szybko. Zapraszam do komentowania i zostawiania +1  

Ten uczuć, kiedy godzinę po zaśnięciu dodtajesz wiadomość od idola na tt :') 

Taki mały zawał z rana :") 

Miłego dnia/wieczoru/nocy!

17 lipca 2016

George i Hermiona

   Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Zdawała sobie sprawę z tego, że być może widzi to miejsce ostatni raz. Pokój Życzeń ogarnęła ciemność, jedynie kilka świec dawało nikły blask. Hermiona siedziała skulona pod ścianą, po raz ostatni pozwalając sobie na chwilę słabości. Nie mogła nikogo zawieść. Nie dzisiaj. Podniosła się ze swojego miejsca, ocierając załzawiony policzek. Westchnęła bezgłośnie, kierując się do wyjścia. Nacisnęła mosiężną klamkę, a drzwi zaskrzypiały przeraźliwie. Nikt jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Wszyscy byli zajęci. Zdawali sobie sprawę z tego, że dosłownie minuty mogą dzielić ich od ostatecznej walki z Voldemortem, Ale czy na pewno ostatecznej? Czy aby na pewno Harry jest zdolny do pokonania Tego, Którego Imienia Nie Wolno wymawiać? Być może pomyślisz, że Hermiona, jako jego przyjaciółka nie powinna mieć absolutnie żadnych wątpliwości, co do jego siły. Jednak tak nie było. Mimo wielkich umiejętności Harry'ego, dziewczyna miała złe przeczucia. Chciała wierzyć, że tylko jej umysł podpowiada jej takie rzeczy. Jednak po co się oszukiwać? Nie to, żeby ona trzymała stronę Czarnego Pana.
Spójrzmy prawdzie w oczy. On był potężny. Niewielu mogło się do niego jakkolwiek porównywać. Kolejne bezgłośne westchnienie opuściło usta Hermiony, kiedy zobaczyła swoich przyjaciół, niecierpliwie czekających w Wielkiej Sali. Harry rozmawiał z Ronem, pochylając się ku niemu, jakby omawiali coś, co miało nie dotrzeć do uszu kogokolwiek innego. Chciała do nich podejść, lecz zamiast tego, jej drogę zagrodził Neville. Ten sam, którego kilka lat temu tiara wybrała jako godnego reprezentanta Gryffindoru, ten, któremu tak niedawno pomagała z wypracowaniem na eliksiry. Teraz stał pewnie na przeciwko, patrząc na nią. Nie uśmiechał się. Tak jak wszyscy, zdawał sobie sprawę z tego, co niedługo nastąpi.
 - Czekaj na Wieży Astronomicznej. Tam pojawią się na pewno. - Mruknął, spuszczając wzrok. Zrozumiała wszystko, co chciał jej przekazać. Chcąc jakkolwiek go pocieszyć, poklepała go po ramieniu.
 - Neville... Dziękuję. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo. - Posłała mu lekki, aczkolwiek smutny uśmiech. Odeszła od niego, po czym spojrzała na Rona i Harry'ego. Nadal rozmawiali i nie wyglądali na takich, którzy w tym momencie byli skorzy do  rozmowy. Dziewczyna obdarzyła ich ostatnim spojrzeniem, opuszczając pomieszczenie. Pokonywała kolejne piętra, aż trafiła na Wieżę Astronomiczną. Miejsce, które opuści albo zwycięsko, albo wcale. Chciała dać z siebie wszystko tak, by pokazać, że ta bezwartościowa według nich szlama, potrafi dokonać więcej niż oni kiedykolwiek dali radę.
   Stanęła tuż przy oknie, widząc zamaskowane postaci, zmierzające wolnym krokiem ku bramom Hogwartu. Już czas.
Ostatnia łza dzisiaj spłynęła po jej pobladłym policzku. Z roztargnieniem przetarła twarz rękawem kurtki. Odwróciła się, lustrując przestrzeń wokół siebie. Usłyszała za sobą ciche głosy, które rozpoznała w przeciągu kilku sekund.
 - Fred? George? - Spytała cicho. Zobaczyła bliźniaków, zbliżających się do niej powolnym krokiem. W ich zachowaniu było coś dziwnego. Nie żartowali, rozmawiali zupełnie inaczej niż zawsze. Gdy dziewczyna spojrzała w oczy George'a, zobaczyła coś, czego nigdy nie chciała zobaczyć. Pustkę.
 - Chłopcy? - Spytała niemal błagalnie. Nie wiedziała co się stało, ale od razu zrozumiała, że stało się coś okropnego. Zrozumienie sytuacji bardziej dokładnie zajęło jej parę chwil. Nie mogła, nie chciała uwierzyć w swoje domysły. Kto mógłby zrobić coś tak okropnego tej dwójce? Miała ogromną nadzieję, że to wszystko to kłamstwo, kolejny żart z ich strony. Nagle oczy wcześniej wspomnianego chłopaka odzyskały dawny kolor, jednak jedyną emocją, jaką zobaczyła w nich była Gryfonka, był przerażający i tak odmienny u niego smutek.
 - Hermiona... - Szepnął, a jego ręka zadrżała. Fred nadal wpatrywał się w nią tępo. Nie odzywał się już od kilku minut.
 - Przepraszam.... Nie chcę skrzywdzić cię jeszcze bardziej. - W jego oczach zalśniły łzy, które po chwili przyozdobiły jego policzki, tworząc obraz smutku i rozpaczy. To była tylko chwila. Chwila kontroli, jaką był w stanie przejąć nad sobą w momencie bycia pod wpływem Imperiusa. Jednak ze wszystkich rzeczy, jakiekolwiek mógł zrobić, zrobił coś, co było najgorszym możliwym wyborem.
 - Przepraszam.... - Szepnął ponownie. - Obliviate.
     Srebrny strumień światła pomknął ku dziewczynie, a ta będąc w szoku nie mogła jakkolwiek zareagować. Przed jej oczami migały jej wizje ich spotkań.

**

Całą grupą przemierzali obszerny las, by po kilku minutach znaleźć się na brzegu obszernego jeziora.  Wszyscy byli podekscytowani na myśl o kilkudniowym biwaku nad jeziorem, noce pod namiotami, ogniska, na których straszne historie są normalnością. Ledwo zdążyli rzucić na ziemię swoje rzeczy, a już wskoczyli do zbiornika wypełnionego ciepłą wodą. Jedynie Hermiona i Ginny zostały, patrząc na resztę. Nieświadomie wręcz zaczęły rozmawiać na pierwszy lepszy temat. Po kilku minutach wstały, chcąc przejść się po lesie. Oddaliły się od przyjaciół dosyć daleko, jedynie sylwetka Harry'ego i Rona, którzy stali tuż przy brzegu była umiarkowanie widoczna. Nie oglądając się za siebie, szły dalej. Rozglądały się po najbliższej okolicy, zapamiętując różne ścieżki i inne drogi wyjścia stąd. Nie wiedziały, ile czasu ich nie było, więc postanowiły wrócić w stronę przyjaciół. Minęło kilka minut, a one wreszcie znalazły odpowiednią drogę, którą pokierowały się w stronę biwaku. Większość osób nadal siedziała w wodzie. Hermiona kątem oka spostrzegła Lunę, siedzącą przy Neville'u i Seamusa, wpatrującego się tępo w przestrzeń. Dwie dziewczyny postanowiły usiąść tam, gdzie były wcześniej. Hermiona zaczęła obserwować wszystkich, którzy pływali, chlapali wodą, śmiali się, czy robili cokolwiek innego. To było tak miłe, chociaż na kilka dni zapomnieć o wszystkim i tutaj tak po prostu siedzieć. Nie minęło kilka sekund, a dziewczyna pogrążyła się w swoim świecie, wpatrując się w chmury. Przerwała swoje rozmyślania, gdy poczuła, że ktoś mocno łapie ją w pasie i unosi do góry. Zaczęła się szarpać i próbować wydostać, jednak gdy usłyszała ten charakterystyczny śmiech, zrozumiała kto jest za nią. 
 - Fred? George? Ugh, nieważne który to, masz mnie natychmiast puścić! - Krzyknęła, jednak na nic były jej zmagania, gdyż nadal tkwiła w mocnym uścisku. Mimo tego, że zapewne nic nie zdziała, bo jej różdżka nadal leżała sobie na kocu, to wciąż szarpała się jak tylko mogła. Zauważyła, że Ginny także została złapana przez drugiego z jej braci i nieubłaganie blisko podchodzą do wody. Poczuła, że jej serce się zatrzymuje, kiedy chłopak nagle zaczął biec w stronę głębokiej wody. Złapała go mocno za szyję, nie chcąc upaść. Poczuła jednak, że chłopak ją puszcza,  ona chcąc nie chcąc zaczęła dusić się, machając rękami. Nie mogła wydostać się na powierzchnię i czuła, że powoli traci siły. Co mogła zrobić? Wyczuła ręce, chwytające ją w talii i unoszące ją ponad powierzchnię. Zaczęła się krztusić, łapiąc łapczywie powietrze tak, jak gdyby zaraz miała znowu znaleźć się pod wodą. Kiedy jednak to się nie wydarzyło, zaczęła się uspokajać i zobaczyła, kto stoi przed nią. 
 - George...? - Sama nie wiedziała, czy to było bardziej stwierdzenie, czy pytanie. Jednak teraz nie zwracała na to wielkiej uwagi, po prostu cieszyła się z tego, że żyje. 
  Zaraz po tym, siedziała na brzegu, przykryta kocem. Zrobiło się jej zimno, kiedy musiała puścić chłopaka i udać się samotnie na brzeg. Ginny nigdzie nie było, zapewne siedzi w wodzie, bawiąc się z resztą. Hermiona rzecz jasna nie była za to na nią zła. W końcu są tutaj po to, żeby się rozerwać. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi. wszyscy zebrali się w jednym miejscu, rozpalając ognisko. Minęła godzina, może dwie, kiedy wszyscy siedzieli słuchając właśnie jednej ze strasznych historii, opowiadanej właśnie przez Seamusa. Zniżył głos, opowiadając końcówkę historii. Wszędzie panowała cisza, bo każdy chciał dowiedzieć się, jak skończy się naprawdę wciągająca historia.
 - A wtedy... Zobaczył jej ciało, wiszące bezwładnie na gałęzi jego drzewa. Był tam też napis. Ty będziesz następny. - Zakończył cichym, tajemniczym głosem. Hermiona wpatrywała się w niego, nawet nie czując tego, że ktoś za nią stoi. Nagle poczuła silny uścisk na karku i zesztywniała przerażona, nie mogąc się jakkolwiek ruszyć czy chociażby coś powiedzieć. George zaśmiał się głośno na jej reakcję i puścił ją, przysiadając się obok niej, Nic na to nie powiedziała, a jedynie prychnęła. Nie odzywała się do niego więcej tego wieczoru. 

*

Leżała na kocu, wpatrując się w gwiazdy. Kochała to, po prostu leżeć i patrzeć na nie. Usłyszała gdzieś obok siebie kroki, jednak nie przejmowała się tym zbytnio. Kiedy odwróciła głowę zobaczyła właśnie tą osobę, której się spodziewała. 
 - Cześć, George. - Powiedziała, posyłając mu lekki uśmiech. Bez słowa położył się obok niej i tak samo zaczął patrzeć w gwiazdy. 
 - Co jest w tym takiego ciekawego? - Spytał, nie patrząc na nią. 
 - Szczerze? Nie wiem. Ale czy to nie jest lepsze od bezsensownego patrzenia w ścianę, sufit, jezioro czy Merlin wie co jeszcze? - Odparła. Chłopak przyznał jej rację. W gwiazdach było coś, czego nigdzie indziej nie znajdziesz. Gwiazdy miały blask, który był przypisany wyłącznie do nich, do niczego innego. Leżeli obok siebie, po prostu patrząc w niebo. Nie odzywali się, bo to nie było konieczne. Cisza była komfortowa, obydwoje oddali się swoim przemyśleniom. Ale kto wiedział, że te przemyślenia dotyczą ich nawzajem? 

*

Molly wesoło nuciła jakąś melodię, krzątając się po kuchni. Podała obiad na stół i zaraz sama przy nim zasiadła. Cieszyła się z każdego rodzinnego obiadu, który mogła przygotować. Harry siedział obok Ginny, Ron tuż obok. Hermiona siedziała między nim a George'm. Cieszyła się z jego bliskości nawet tutaj, bo mogła po prostu z nim siedzieć. Poczuła, jak jego ręka muska jej dłoń. Bez zastanowienia splotła ich dłonie, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie rozmawiali ze sobą, ale tym jednym gestem wyrazili wszystko, co do siebie czuli. 

*

Było już późno. Hermiona nie mogła usnąć. więc powoli podniosła się z łóżka i zmierzała w kierunku drzwi. Skrzypiąca podłoga robiła dosyć dużo hałasu, jednak nikt się nie obudził. Dziewczyna już po chwili stała na przeciwko drzwi w ciemnym odcieniu brązu. Cicho zapukała, a gdy usłyszała głos po drugiej stronie, postanowiła wejść do środka. Fred spał w najlepsze, a George siedział na łóżku, patrząc na nią. Jednak w tym spojrzeniu nie było radości, a tylko smutek. 
 - George... Co się stało? - Spytała szeptem. Nie chciała obudzić jego brata. 
 - Dlaczego? Dlaczego nie możemy nikomu powiedzieć? To okropne, być z tobą i nie móc nikomu o tym powiedzieć. Nie mogę tak... - Mruknął, spuszczając wzrok. Naprawdę źle się czuł z tym, że się ukrywali. Jednak rozumiał też Hermionę, która prosiła o dyskrecję. Być może sama nie była swoich uczuć pewna na tyle, żeby przyznać się wszystkim, że są razem od jakiegoś czasu. Obrzuciła go krótkim spojrzeniem.
 - Przepraszam George... To przeze mnie. Ale obiecuję Ci, że to się zmieni. - Powiedziała, patrząc mu w oczy. 
 - Ja... - Zaczęła niepewnie. Nie wiedziała, czy się zgodzi. - Mogę zostać? - Zapytała, a kiedy przez chwilę nie otrzymywała odpowiedzi, ruszyła do drzwi.
 - Zaczekaj. Proszę, zostań. - Powiedział niemal błagalnie. Hermiona z uśmiechem odwróciła się, zmierzając w jego kierunku. Położyła się obok niego na boku tak, że spała z plecami przyciśniętymi do jego klatki piersiowej i jego ręką obejmującą ją w talii. Nie minęła chwila, a usnęła z lekkim uśmiechem zdobiącym jej usta. 

*

Siedziała, wpatrując się w wirujące po parkiecie pary. Dzisiaj czuła się fantastycznie, móc oglądać wesele Billa i Fleur. Chciała wstać i pójść po coś do picia, jednak została zatrzymana przez George'a. Uśmiechnęła się, obejmując go. Nie widzieli się właściwie od początku wesela. Nie powiedział nic, tylko chwycił ją za rękę i wyciągnął na parkiet. Oparł dłonie na jej talii, przysuwając ją do siebie. Nie tańczyli, raczej kołysali się w jednym rytmie, ale to w zupełności wystarczało. Wystarczało to, że są blisko siebie.  
 - George... Kocham Cię... - Szepnęła, wtulając się w niego. 

**

   Szła ulicami Pokątnej szeroko się uśmiechając. Cieszyła się, że może tu wrócić po tak długim czasie.  Nie była tu od czasu, kiedy tuż przed wojną schronili się u Aberfortha Dumbledore'a. Pamiętała wojnę, jednak co jakiś czas dziwne przebłyski znikały. Pamiętała, że stała na Wieży Astronomicznej... A potem była ta chwila pustki, po czym zaczęła się wojna. Wygrali. Nie obyło się bez ofiar, ale wygrali. Minęły dwa lata. Dwa lata od tych tragicznych zdarzeń. Jednak teraz było lepiej. Hermiona spotkała kogoś, kogo szczerze pokochała. Mimo, że znali się tak długo, dopiero niedawno poczuli do siebie coś więcej. Tak, Seamus był tym, który uczynił ją szczęśliwą.

Weszła do sklepu, który przykuł jej uwagę. Magiczne Dowcipy Weasley'ów zawsze przyciągały dużo ludzi, teraz jednak było tu jakoś pusto. Zobaczyła tylko kilka osób, krzątających się tu i tam.
 - Hermiona? - Spytał zapewne właściciel sklepu. Był wysoki, miał lekko rozczochrane rude włosy, a jego oczy wyrażały zaskoczenia, ale i smutek.
 - Tak. Skąd wiesz, jak mam na imię? - Zapytała podejrzliwie. Nie pamiętała go, więc skąd on ją znał?
 - Ja... Ze szkoły. - Posłał jej smutny uśmiech, po czym odszedł. - Gdybyś czegoś potrzebowała, mów. Jestem George. - Powiedział jeszcze, jednak nie patrzył na nią. To za bardzo bolało.
 - Przepraszam, że cię nie znam. - Powiedziała. Odwrócił się i spojrzał na nią zaskoczony. Czemu ona go przeprasza?
 - To nie twoja wina, to ja nie wiedziałem, co zrobić, żeby się do ciebie zbliżyć. Kiedyś mi się podobałaś, wiesz? - Spytał smutno, a a jej twarzy malowała się konsternacja.
 - To miłe... Ale wiesz, ja mam narzeczonego. Już niedługo wyjdę za Seamusa. - Powiedziała, posyłając mu uśmiech, W jego oczach zalśniły łzy. Tak dawno nie widział tego pięknego uśmiechu.
 - Cieszę się. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. Zasłużyłaś na szczęście. - Odparł, po czym odszedł. Nie chciał jej widzieć. Nie, kiedy wiedział, co jej zrobił. Śmierciożercy nie byli łaskawi i zostawili go ze świadomością, że wyczyścił jej pamięć. Że usunął siebie z jej wspomnień. Świadomość tego, co się stało przytłaczała go. Wiedział, że być może to było ich ostatnie spotkanie.

*

Szedł przez Pokątną, zmierzając do Dziurawego Kotła. Poczuł, że musi tam być. Wszedł, zasiadając przy barze. 
 - Ognistą, dużo ognistej. Cokolwiek. - Warknął, był zły, choć nie wiedział czemu. Sięgnął po szklankę i szybko wypił jej zawartość. Potem wypił kolejną, kolejną, kolejną. Przestał liczyć, po prostu chciał zatopić swoje smutki. Nawet mu wyszło, bo przestał myśleć o czymkolwiek. Nie zwracał uwagi na nikogo. Po prostu siedział tam. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i spojrzał w tamtą stronę. Głośno wciągnął powietrze, patrząc na drobną sylwetkę szatynki, zmierzającą w jego stronę.
 - Och, cześć George. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale on się nie odezwał. Wstał i ruszył do wyjścia. Nie mógł być blisko niej.
 - Hej, zaczekaj! - Krzyknęła, jednak on był już na zewnątrz. Pomyślał intensywnie o swoim sklepie, by po chwili się tam aportować. Poszedł do mieszkania, które miał na górze sklepu i padł na łóżko, przykładając usta do poduszki, by chociaż trochę zagłuszyć krzyk wydobywający się z jego ust. Nie mógł tego znieść. Tej słabości, jaka ogarniała go, kiedy była obok.

*

W tłumie ludzi, którzy szli przez Pokątną widział ją. Stała pod księgarnią, czekając na kogoś. Zawsze by ją poznał, nawet pomimo tego, że kiedy widział ją po raz ostatni, w Dziurawym Kotle było to cztery lata temu. Sześć i pół roku. Sześć i pół roku kompletnej pustki. Nie chciał tego, ale co mógł zrobić? Jego sklep nie był już tak popularny, coraz mniej osób tam przychodziło. Martwiło to rzecz jasna George'a, jednak nie zwracał na to uwagi. Nie mógł zrobić nic z tym, że sam spadał w dół. Kiedy znowu spojrzał w stronę księgarni, jej już tam nie było. Znowu odeszła. Ale czy to jej wina? 

*

Szedł w stronę sklepu z różdżkami. Ollivander na pewno znajdzie dla niego coś dobrego. Kiedy przekroczył próg, zobaczył ją. Nie zmieniła się. Była piękna, bardzo. Poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej, kiedy się do niego uśmiechnęła. 
- George? Och, cześć! Tyle czasu cię nie widziałam! - Powiedziała serdecznym tonem. 
 - Cześć, Hermiono. Jak ci życie leci? - Spytał, tak o, dla podtrzymania rozmowy. 
  - Och, dobrze! Dzięki, że pytasz. A co u ciebie? - Odparła z lekkim uśmiechem. 
 - Świetnie. - Mówiąc to, fałszywy uśmiech wkradł się na jego usta. Nie było świetnie. Nie było nawet dobrze. Ale co miał jej powiedzieć? "Hej Hermiono, byliśmy razem, nie widzieliśmy świata poza sobą, ale w trakcie wojny pod wpływem Imperiusa usunąłem twoje wspomnienia o nas?" 
To by nie wyszło dobrze. 
Kiedy przyszedł Ollivander, szybko pomógł dziewczynie wybrać odpowiednią różdżkę. Kiedy już wyszła, George nie wiedział co zrobić. Kiedy zobaczy ją znowu? 

*

Były tu dziesiątki ludzi, ale on nadal widział tylko ją. Stałą na uboczu, nie patrzyła na nikogo. Chciał podejść, powiedzieć jej wszystko. Jednak nie mógł. Nie mógł tak jej skrzywdzić. Nie zasłużyła na cierpienie. Nie mogła przeżywać tego wszystkiego. Nie mógł, bo to by ją zniszczyło. 

*

Minęły lata, a oni tylko mijali się na ulicy, jak nieznajomi. Mijali się tak, jak gdyby nigdy nic dla siebie nie znaczyli. Tak, jakby nigdy nie byli dla siebie całym światem. Tylko wspomnienia George'a zostały. Za każdym razem, kiedy mijał ją bez słowa, jego serce przyspieszało. Jednak dla niej nadal był tylko nieznajomym. Nikim więcej.




*****


Teraz trochę gadania, tak tylko ostrzegam, że będzie nudno.

Okej, co mogę powiedzieć? Przepraszam? Za co? Za to, że przez prawie miesiąc nic się nie pojawiło? Zwykłe przepraszam to za mało, ale chyba nic więcej nie mogę zrobić, poza obiecaniem wam, że będzie lepiej. W środę wróciłam z wakacji, Mam nadzieję, że rozumiecie... Chciałam trochę odpocząć, chociaż oczywiście o blogu nie zapomniałam. Następny post powinien pojawić się w przeciągu tego tygodnia. Jeśli chodzi o ten post, to pisałam go od wczorajszego wieczora, czyli jak na pół dnia to całkiem niezły wynik. Jeśli kogoś interesuje, czym się zainspirowałam, to były t te piosenki: Piosenka 1Piosenka 2Piosenka 3. Jeśli ktoś chce słuchać, to właśnie w tej kolejności przy czytaniu. No nic, zapraszam do komentowania, zostawiania +1, bo to naprawdę motywuje i dziękuję, że to czytasz. 

Raven