26 marca 2016

Hermiona i Seamus

Z góry przepraszam za wszystkie możliwe literówki, jednak post jest pisany w całości na telefonie.

  Ostatnia lekcja minęła szybko, Gryfonka szła szybkim tempem obok Pokoju Życzeń, gdy silne ramiona wepchnęły ją do środka. Ciasne pomieszczenie wypełniały płyny do czyszczenia, miotły i wiadra. Granger stała przyciśnięta do ściany. Ktoś naparł na nią.
- Jak wtedy... - szepnął i przycisnął usta do jej warg. Objął ją w talii i przywarł do niej ciałem. Zrobiło jej się bardzo gorąco. Splotła palce na jego szyi, czuła się fantastycznie.
- Pamiętam. - Mruknęła, gdy na chwilę oderwała się od niego. Poczuła, że uśmiecha się. Pogłębił pocałunek, lekko przygryzł jej wargę. Zsunął dłonie na jej biodra. O ile to możliwe, przysunął ją jeszcze bliżej siebie. Kochał ją.
- Rok temu... Seamus... - Jęknęła prosto w jego usta. Przypomniały jej się ówczesne wydarzenia.

*****

Eliksiry to męczący przedmiot. Przynajmniej było takie zdanie piętnastoletniego Gryfona. Nastroju chłopaka nie poprawiał fakt, że ciągle chodziła za nim Brown. Ta głupia dziewczyna naprawdę myślała, że ma u niego jakieś szanse. Właśnie szedł siódmym piętrem, był już blisko Pokoju Wspólnego, gdy usłyszał przesłodzony głos Gryfonki.
 - Seaaaamuus!!! Nie uciekaj mi! - Krzyknęła za nim, a on tylko przyspieszył tempa. Słyszał jej dudniące kroki, była coraz bliżej, gdy Finnigan nieopatrznie wpadł na kogoś. 
Hermiona stała zaskoczona, książka wypadła jej z ręki, gdy chłopak złapał ją za ramiona i wciągnął do najbliższego pomieszczenia. Gdy nie myśli się o Pokoju Życzeń dostatecznie długo, nie zmienia on swojej formy. Także teraz, para uczniów stała ledwo mieszcząc się w miniaturowym schowku na miotły.  
 - Hermiono, nie bądź zła za to, co teraz zrobię... - mruknął i objął jej szyję, przyciągając ją do siebie. Złożył na jej ustach długi pocałunek, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wparowała Brown. Patrzyła na nich niemal z przerażeniem. Wreszcie para Gryfonów oderwała się od siebie i spojrzeli na nią z uśmiechem. Blondynka miała zaś chyba zamiar zabić ich wzrokiem, przynajmniej na to wskazywało. Granger zaśmiała się i powiedziała wesoło.
 - Ojejj... Chyba ktoś się wreszcie dowiedział... Hihihi - Zachichotała, przecisnęła się obok Gryfonki i wyszła z Pokoju. Seamus został sam z Lavender. Patrzył w jej oczy i powiedział twardo.
- Skoro już się dowiedziałaś, to może dasz mi spokój? - warknął i wyszedł zostawiając ją samą. Znalazł Hermionę w bibliotece, podziękował jej szczerze i obiecał, że kiedyś jej się odwdzięczy.  

Hermiona siedziała przy wysokim stoliku. Cormac bardzo ją irytował i żałowała, że zabrała go ze sobą na przyjęcie profesora Slughorna. Pomyślała o kimś. On pewnie by z nią poszedł, w końcu był jej dłużnikiem. Ciągle pamiętała o wydarzeniach z maja w piątej klasie. Ciężko zapomnieć tal fantastyczny pocałunek... Hermionę wyrwał z rozmyślań męski głos. To McLaggen. Przyszedł by mówić jej, jaki to jest fantastyczny. Przynajmniej tak jej się wydawało, gdyż nie słuchała go. W głębokim poważaniu miała jego słowa. Myślami znowu błądziła po TYM miejscu. Seamus... Och, tego po prostu nie da się zapomnieć. Cormac odszedł, a Hermiona siedziała jeszcze przez chwilę. Zaraz jednak podniosła się i wyszła z pomieszczenia pod pretekstem wyjścia do łazienki. Wreszcie znalazła się za drzwiami. Miała choć chwilę spokoju. Oparła się i uśmiechnęła się pod nosem. Lekko zadrżała, gdy poczuła, jak jej nagie plecy dotykają kamiennej ściany. Zapewne stała by tak długo, gdyby nie fakt, że coś usłyszała. 
Głośne kroki rozchodziły się echem po korytarzu. Granger rozejrzała się, jednak nikogo nie zauważyła. Dopiero po chwili ktoś wyłonił się zza rogu korytarza. To Seamus. Szedł wolnym krokiem, nucąc coś pod nosem. Gdy zobaczył Gryfonkę, uśmiechnął się szeroko. 
 - No witam, witam. Co tu robisz, sama, wieczorem? - Zapytał. Ona westchnęła cicho i mruknęła pod nosem. 
 - Ech... Popełniłam błąd, zabierając tu ze sobą Cormaca. Teraz przyczepił się do mnie. Mam go serdecznie dosyć...- Wpatrzyła się w podłogę. 
 - Wiesz, mogę Ci pomóc. Jeśli chcesz, oczywiście. - Odparł. Był jej to winien. Nadal pamiętał dzień, kiedy to ona uratowała go przed Lavender. Tak po prostu wypada. Dziewczyna pokiwała głową z aprobatą i razem z nim przeszła się po długich korytarzach. Omawiali szczegóły swojego planu.

Hermiona weszła do sali z uśmiechem na ustach. Już nie mogła doczekać się, aż zobaczy minę McLaggena. Ten zadufany w sobie typek był naprawdę irytujący. Gdy usiadła na krześle zobaczyła, że wspomniany Gryfon idzie w jej kierunku. Dzieliło ich już tylko kilka metrów, gdy nagle ktoś zasłonił Hermionie oczy. Poczuła dotyk ciepłej dłoni na skroni. 
 - Zgadnij, kto to. - Wesoły głos Seamusa był dla nastolatki jak zbawienie. Cieszyła się, że może na niego liczyć. Chłopak lekko pocałował ją w policzek i usiadł obok niej. Spojrzeli przed siebie. Starszy o rok Gryfon stał osłupiały, patrząc wściekle na parę. 
 - Hermiono... - Zaczął, siląc się na spokojny ton. - Czy możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? - Wzrok miał wlepiony w chłopaka. 
 - Och... No... Jakoś nie było okazji Ci tego powiedzieć... Moja wina. - Na końcu lekko zaśmiała się, po czym przysunęła się jeszcze bliżej przyjaciela. Podziękowała mu i dyskretnie udała się do swojego pokoju. Lepiej, żeby nie zbliżała się teraz do Cormaca.
Gdy dotarła do dormitorium, było już dosyć późno. Ku jej uciesze, następnego dnia była sobota. Będzie mogła zaszyć się w bibliotece i mieć spokój przez cały dzień. 
Jednak jej zamiary zostały bezczelnie zniszczone przez pewnego Gryfona. Gdy dziewczyna szła trzecim piętrem usłyszała za sobą głośne kroki. Nie odwróciła się, a jedynie przyspieszyła tempa i zamiast na schody, w odruchu paniki weszła do damskiej łazienki. Cicho odetchnęła i spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała tak, jak zawsze. Na chwilę przymknęła oczy. 
Otworzyła je, nagle sparaliżowana strachem zauważyła coś. W lustrze... 
Ktoś za nią stał. Wysoki, najpewniej mężczyzna zaczął podchodzić bliżej. Granger chwyciła różdżkę i już miała rzucić jakieś zaklęcie, gdy magiczny przedmiot wypadł z jej rąk i poleciał w stronę czarodzieja. Chwycił go i rzucił za siebie. Dziewczyna była bezbronna. Chłopak podszedł do niej i chwycił ją zs nadgarstki. Przyparł ją do ściany, napierając na nią ciałem. Hermiona  zaczęła krzyczeć. Nie miała pojęcia kim jest czarodziej ani czego od niej chce. Ku jej nieszczęściu napastnik trafił w nią zaklęciem wyciszającym. Minęła chwila, może kilka minut, jednak dla Gryfonki były to najdłuższe i najgorsze chwile życia. Szarpała się i próbowała wyzwolić się z uścisku chłopaka. Jej poczynania były jednak na nic. Czarodziej był bardzo silny i wytrwale utrzymywał jej nadgarstki w żelaznym uścisku. Nagle zdarzyło się wiele rzeczy naraz. Ktoś wbiegł do łazienki, napastnik padł jak martwy na podłogę, Granger rzuciła się po różdżkę. Trzymała mocno przedmiot, jakby nie miała zamiaru nigdy go wypuszczać. Dopiero po chwili spojrzała na swojego wybawcę. To Seamus, stał z wyciągniętą przed siebie różdżką, patrzył na leżącego przed nim oprawcę. Hermiona wstała i powoli podeszła do Gryfona. Patrzyła na niego zszokowana. Nadal nie była pewna, co się właściwie stało. Finnigan objął ją ramieniem. 
Granger poczuła się tak... Bezpiecznie w jego ramionach. Stała tak jeszcze przez jakiś czas. 
 - Dziękuję... O Boże,  dziękuję Seamus. - Przytuliła go. Gdyby nie on... Nie wiadomo, jakie wydarzenia miały by tu miejsce. Nie chciała tu dłużej zostawać, nie mogła. Szybko poprawiła rozpiętą na kilka guzików koszulę i razem z chłopakiem wyszła z łazienki. W głębokim poważaniu miała czarodzieja, który leżał nadal nieprzytomny w łazience.  Wyszli razem z łazienki, kiedy zobaczyli jak Lavender zmierza w ich kierunku. Gdy zobaczyła jak wspólnie wychodzą z toalety, ogarnięta szałem rzuciła się na dziewczynę. 
 - Ty nic nie warta szlamo! Jak mogłaś to zrobić?! Ja go kocham a ty bezczelnie
mi go odbierasz!!  - Sięgnęła po różdżkę i już miała rzucić jakąś klątwę, gdy chłopak złapał ją za ręce i unieruchomił. Hermiona rozbroiła Lavender i rzuciła jej różdżkę na bok. Miała dosyć tej jędzy... Brown starała się uwolnić, jednak dopiero po chwili Gryfon puścił ją z wyrazem wściekłości na twarzy.  
 - Wiesz... Ona może o tym powiedzieć... komukolwiek. Plotka szybko się rozniesie, zaczną mówić,że jesteśmy razem. Nie wiem, co zrobimy... - szepnęła. Naprawdę nie wiedziała, co robić. 
 - No... - zaczął. Słychać było wahanie w
jego głosie.  
- Możemy udawać... albo i nie... przepraszam, to głupi pomysł. - Mruknął. Jednak Granger nie podzielała tej opinii.  
 - To wcale nie jest głupi pomysł, wręcz przeciwnie. Podoba mi się to. - Odparła. Stwierdziła, że nie jest to taki zły pomysł.  
 - A więc, hmmm... Hermiono Granger, czy chcesz zostać moją dziewczyną? - zapytał z uśmiechem na ustach. Nie usłyszał odpowiedzi, zamiast tego Gryfonka przytuliła go i zaśmiała się cicho. 
 - Oczywiście, że tak. - Powiedziała. Tak to się zaczęło... 

Nawet nie wiadomo kiedy to udawanie przerodziło się w prawdziwe uczucie. Dziewczyna zrozumiała, jak ważny jest dla niej Seamus. I w rocznicę dnia, kiedy to pomogła mu z Lavender, zgotował dla niej miłą niespodziankę. Pamiętała tylko, jak znowu całowali się w Pokoju Życzeń.  A to co działo się później...  Coś niesamowitego... 

Hej! Dzisiaj trochę dłuższa moja notka, jednak mam kilka rzeczy do powiedzenia.  Przede wszystkim - Wesołych Świąt Wielkanocnych! Życzę Wam wszystkim udanych świąt i mokrego poniedziałku ;)
 Chciałabym także podziękować za wszystkie miłe komentarze pod ostatnim postem no i oczywiście chcę zachęcić Was do dalszego komentowania :) Miałam mały zastój weny, przez to właśnie pojawiło się opóźnienie. Jednak mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Zachęcam jeszcze do głosowania w ankiecie na następny parring i znikam już, bo trzeba wykorzystać wenę ;)
~Raven

12 marca 2016

Rozdział 2. "Zwycięstwo"

Lily Potter siedziała przy stole razem z mężem, oczekując nadejścia przyjaciół. Już po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi. Młoda kobieta przekroczyła próg domu w Dolinie Godryka.
- Witaj, Narcyzo. - Mruknął James na widok kobiety. Podał szeroką dłoń Lucjuszowi. Lily lekko objęła Malfoy'ównę i dała sobie ucałować dłoń przez Śmierciożercę.
- Lily, Jamesie... - Malfoy skinął głową parze, a ledwo ukrywająca ukrywająca zachwyt Narcyza niemal krzyknęła.
- Udało się! Ach, udało! Czarny Pan jest na szczycie i nic go nie pokona!! - Ledwo powstrzymywała się przed okrzykami radości. Tak Śmierciożercy nie przystoi. Jednak teraz wszyscy pławili się w radości. Ich pan wygrał, teraz będą mogli pokazać mugolom i szlamom, kto tu rządzi. Ach, jakie szczęście, że wszyscy z nich są czystej krwi. Inaczej marny byłby ich los, oj marny...
Wspólnie zasiedli przy stole, Potter poczęstował gości miodem i whisky. Wspaniały wieczór dla sprzymierzeńców Voldemorta. Była już późna noc, nim para Malfoy'ów udała się do swej rezydencji. Już na kilka minut po ich odejściu James namiętnie pocałował Lily, przekazując jej w ten sposób wszystkie emocje, jakie wrzały w nim ostatnimi czasy. Przyparł ją do ściany i chwycił za nadgarstki. Naparł na nią całym ciałem i jedną ręką objął ją w talii. W jednym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. Oderwali się od siebie gwałtownie, gdy do domu wszedł ich najlepszy przyjaciel, Syriusz. 
 - Widzę, że chyba przeszkodziłem! Ale... No nie ma co się wam dziwić. Czarny Pan zwyciężył! - Krzyknął radośnie i wzniósł schowane wcześniej butelki Ognistej. Objął serdecznie Jamesa i Lily, po czym wspólnie zasiedli na kanapie w salonie i zaczęli pić Whisky. Tak bardzo się cieszyli. Nareszcie będą mogli wyjść z tej przeklętej nory w Dolinie Godryka i zacząć władać światem magii. Dopiero nad ranem Black opuścił dom Potterów, wesoło podśpiewując piosenkę o starym gryfie. Gdy zostali wreszcie sami, poszli do sypialni. Położyli się, a przed zaśnięciem James szepnął jeszcze.
 - Harry. Dobrze wiesz, że to o niego chodzi... - Po czym zamknął oczy. Lily zdawała sobie sprawę ze słów męża. Jednak nikt poza nimi nie wiedział całej prawdy.
 Cała gra toczy się o Harry'ego...

***

Narcyza stała w bawialni, obserwując poczynania małych chłopców. Harry bawił się z Draco, latali na małych miotełkach, starając się zepchnąć nawzajem. Duże pomieszczenie na szczęście pozostało jeszcze w umiarkowanie dobrym stanie. Kobieta zaśmiała się, gdy Harry zepchnął wreszcie Dracona, przy okazji samemu spadając ze swojej miotły. Chłopcy przez chwilę milczeli, po czyn spojrzeli na siebie i zaczęli śmiać się z siebie. Hałas przywołał Lucjusza, który stanął za Narcyzą i mruknął.
 - Już niedługo to oni przejmą nasz majątek. Nim się obejrzymy, skończą Hogwart i zaczną sami kierować własnym życiem. - Malfoy'ówna westchnęła cicho i szepnęła do ucha mężczyzny.
 - Nie będą sami... - Po czym objęła swój brzuch, patrząc z nadzieją na Lucjusza. On zaskoczony patrzył na swoją żonę.
  - Narcyzo, czy ty mi chcesz właśnie powiedzieć, że... - Zaczął, jednak żona mu przerwała.
 - Że... Tak. Będziemy mieli drugie dziecko. - Podeszła do męża, uśmiechając się. Cieszyła się na tą myśl i miała szczerą nadzieję, że drugie dziecko jakoś umocni związek Śmierciożerców. Ostatnio nie najlepiej się między nimi układało, a to dziecko może to zmienić. Oczywiście to lekko pokrzyżuje plany małżenstwa, jakoby Draco sam miał przejąć majątek rodu Black. Jednak coś wymyślą. Muszą...
 - To będą najpotężniejsi czarodzieje na świecie, razem... Oni przejmą kontrolę... - Mężczyzna starał się być opanowany, jednak tysiąc myśli plątało się w jego głowie. Odszedł, zostawiając Narcyzę samą z chłopcami. Ta szepnęła jedynie.
 - Będziecie najlepsi... Musicie... - Po czym również odeszła, kierując się do drzwi wyjściowych.


_____


No witam, witam! Nowy rozdział, nowy pomysł. Post zadedykowany Oliwii, która cierpliwie musiała wysłuchać mojego gadania o blogu ;) Mam nadzieję, że się podoba, mam dosyć rozbudowany plan na ten tekst, także rozdziałów będzie... Dużo. Zapraszam do komentowania, obserwowania.
Nowy rozdział/miniaturka w przyszłym tygodniu, odwiedzajcie nas, polecajcie innym, jeśli się podoba.
A ja znikam korzystać z weekendu! Wreszcie chwila wolnego...
~Raven

10 marca 2016

Rozdział 1 "Witamy w rzeczywistości"

  Może krótkie wprowadzenie?
Co stałoby się, gdyby Harry Potter nie został wybrańcem? gdyby jego rodzice byli Śmierciożercami, a on sam członkiem domu Salazara? Co, jeśli Voldemort wygra tę bitwę? Zapraszam...

*

 Szary poranek rozpoczął się jak zwykle w Malfoy Manor. Narcyza z Lucjuszem jedli obiad, opiekunka zajmowała się małym Draconem. W jadalni panowała cisza. Napięta atmosfera była wręcz wyczuwalna. Narcyza Malfoy, z domu Black wiedziała, że nie jest to małżeństwo z miłości, a z czystego układu między rodzinami. Otóż młody Draco po śmierci rodziców odziedziczy większą część spadku po starożytnym i szlachetnym rodzie Black. Tylko ze względu na rodziców, których kochała, zdecydowała się na ten związek. Lucjusz był zresztą mądrym i przystojnym młodym mężczyzną. Jednak w głębi młoda Malfoy'ówna nic do niego nie czuła.
W jednym momencie coś zahuczało, ktoś, pewnie gosposia, krzyknęła przerażona. W środku wielkiej jadalni stał sam Lord Voldemort. Patrzył pogardliwie na starszą kobietę, która po chwili ulotniła się. Czarny Pan został sam z młodymi Śmierciożercami. Przemówił potężnym głosem.
 - To już dzisiaj, moi podwładni. To już dzisiaj odnajdę młodego Longbottoma. Nareszcie obejmę pełnię władzy! -Po tych słowach zniknął. Para była przerażona, a jednocześnie podniecona planem ich Pana. Wiedzieli już wcześniej, jakie plany ma Voldemort, jednak teraz dotarło do nich, że już dzisiaj zaważą się losy świata czarodziejów. Usłyszeli płacz syna. Narcyza wstała i poszla do bawialni, by się nim zająć. Lucjusz zaś oparł się zmęczony o krzesło i westchnął głęboko. Aportował się do Ministerstwa Magii.

****

Wieczór spowił Dolinę Godryka ciepłymi barwami. Zachodzące słońce dawało piękny widok na znajdujące się nieopodal rezydencji jezioro. Alicja stała oparta o szeroką pierś Franka. Dzisiaj była Noc Duchów, jedno z ich ulubionych świąt. Usłyszeli dźwięczny śmiech Neville'a, ich ukochanego syna. Weszli do jego pokoju by sprawdzić, co maluch robi. Ten stał, trzymając różdżkę mężczyzny. Wokół niego unosiły się różnorodne kształty i zawijasy. Młoda kobieta uśmiechnęła się. Usiadła na podłodze obok syna i swoją różdżka wyczarowała mały, złoty płatek, chwyciła go w dłoń i uniosła. Ten leciał w górę, aż trafił w sufit. Gdy uderzył o sklepienie, rozpadł się, rozsypując wokół niewielkie, błyszczące gwiazdki. Chłopiec zaśmiał się radośnie, gdy wszyscy usłyszeli donośny huk. Frank zbiegł szybko na dół, w stronę drzwi wejściowych. Stał w nich jeden z najpotężniejszych czarodziei. Lord Voldemort patrzył na mężczyznę z pogardą i odepchnął go. Ten upadł i uderzył głową w ścianę. Stracił przytomność. Czarny Pan szybko udał się do pokoju, w którym przerażona Alicja kurczowo ściskała syna za ramię.
 - Odsuń się, głupia! Drętwota! - Zaklęcie uderzyło w Alicję z ogromną siłą, kobieta leżała nieprzytomna na posadzce. Wybraniec leżał na podłodze, nie mógł nic zrobić. Jedynie dużymi oczami wpatrywał się w Sami Wiecie, kogo.
 - Avada Kedavra! - Zielony promień ruszył w stronę chłopca. Uderzył w niego. Neville Longbottom leżał martwy na podłodze. Czarny Pan poczuł, jak wstępują w niego nowe siły.
Był teraz najpotężniejszym czarodziejem na świecie...


8 marca 2016

Harry i Ginny

Blady księżyc rozświetlał polanę srebrzystą poświatą. Z oddali dobiegł głośny, dźwięczny śmiech pewnej szesnastolatki. Ginny patrzyła w oczy Harry'ego, uśmiechając się szeroko. Była to ostatnia noc przed weselem brata Gryfonki. Nie cieszył jej zbytnio fakt, że brat wiąże się z półkrwi wilą, jednak pogodziła się z tym i nawet polubiła przyszłą bratową. Dzisiejszej nocy Harry przyszedł do jej pokoju, w którym ona wraz z Hermioną jak zwykle plotkowały i opowiadały różne historie. Poprosił ją na chwilę z pokoju.
Ta wyszła, wpadając w objęcia Pottera. Kochała tego chłopaka jak nikogo wcześniej.  Stali przez chwilę przytuleni, aż wreszcie wyszli z domu. Nie zwracali uwagi na to, że jest późny wieczór, większość domowników śpi. Po prostu wyszli i ruszyli na spacer. Trafili już po kilkunastu minutach na tę polanę. Wokół rosły wysokie drzewa, co dawało miłe poczucie izolacji od reszty świata. Wszędzie panowała cisza, a jedynie ich głosy roznosiły się po okolicy. Gdy w pewnym momencie Ginny zaśmiała się, Harry zauważył mały, wcześniej niezauważalny szczegół.
  - Ginny. Kiedy się śmiejesz.. Masz takie urocze dołeczki w policzkach. - Szepnął, patrząc jej w oczy. Ona złapała go za rękę, mrucząc uroczo.
- Ty też... Masz takie śliczne dołeczki... - Położyła mu rękę na policzku. On jedną ręką chwycił ją w talii i przekręcił tak, że teraz siedziała mu na kolanach. Drugą ręką chwycił jej kark i przysunął jej twarz do siebie. Poczuł ciepły oddech na policzku, kiedy ich twarze były już bardzo blisko. Dotknął chłodnych warg dziewczyny, składając na nich pocałunek. Ona nie pozostała bierna i z pasją oddała całusa, aż obojgu zabrakło tchu. Oderwali się od siebie tylko na chwilę. Ginny oparła dłonie na plecach Harry'ego. Całowali się dalej, nie patrząc na nic. Wreszcie opadli na trawę. Weasley'ówna oparła głowę na klatce piersiowej chłopaka i razem patrzyli w gwiaździste niebo, wyszukując gwiazdozbiorów. Zmęczeni, nawet nie wiedząc kiedy, zasnęli...

Wena przychodzi i odchodzi, ale jeśli już jest, to trzeba to wykorzystać! Całkiem przyjemnie mi się to pisało i jest to moim zdaniem całkiem dobry tekst.
Jak wiecie, mam dla Was ważne ogłoszenie i jest to... Tak!
Już niedługo zaczynam opowiadanie rozdziałowe!
Mam nadzieję, że się cieszycie. Nie zaprzestanę oczywiście wstawiać miniaturek.
Z tą wiadomością żegnam się z Wami i życzę miłego dnia :)

~Raven