25 listopada 2015

Bill i Fleur

    Bill stał obok swojej matki, oczekując Harry'ego. Nie mógł uwierzyć, że raptem czternastoletni chłopak dostał się do Turnieju Trójmagicznego. Sam pewnie nie zgłosiłby się, wierzył też Gryfonowi, że sam nie wrzucił kartki do Czary Ognia. Wtem drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszło czworo czarodziejów. Jako pierwsza weszła reprezentantka francuskiej szkoły Beauxbatons. Przyjrzał jej się. Z pewnością była piękna. Długie blond włosy opadały delikatnymi falami na jej plecy. Była dość wysoka i szczupła. Zauważył, że jej oczy kierują się ku niemu. Na ustach dziewczyny zagościł delikatny uśmiech. Obejrzała się raz jeszcze na młodego mężczyznę. On również uśmiechnął się szybko, jednak gdy zobaczył, że w jego kierunku zmierza Złoty Chłopiec, odwrócił się, nie pokazując żadnych emocji odnośnie Francuski. Przez jakiś czas prowadzili nieobowiązującą rozmowę. Potem jednak rozpoczęli temat konkursu, na co Harry widocznie się zestresował. To było już ostatnie, trzecie zadanie. Już niedługo okaże się, kto jest najlepszym czarodziejem spośród czterech uczniów. Bill już po chwili zrozumiał, że kompletnie nie interesuje go, co mówi do niego Gryfon. Zdecydowanie ciekawszym dla niego tematem do rozmyślań była Fleur. Starał się oczywiście tego nie okazywać, jednak co chwilę zerkał w jej stronę. Ona również co jakiś czas odwzajemniała wzrok, a na jej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech, gdy ich spojrzenia krzyżowały się. Nie, żeby mu to przeszkadzało... Uśmiechnął się pod nosem. Stwierdził, że przy najbliższej okazji postara się z nią porozmawiać. Jak się okazało nie musiał długo czekać. Gdy razem z Molly i Harry'm wyszli z pokoju, by udać się na spacer, Bill w pewnym momencie zawrócił, zmierzając do Hogwartu. Póki co, nigdzie nie znalazł dziewczyny. A szkoda...
Jednak w pewnym momencie zauważył dziewczynę, samotnie idącą ku drzwiom szkoły. Wysokie wrota otworzyły się, a uczennica weszła do środka. Bill bez zastanowienia poszedł za nią.
W końcu po kilku minutach szedł równo z nią. Starał się w miarę logicznie zacząć rozmowę. Reprezentantka najpierw z dystansem podeszła do młodego mężczyzny, jednak z czasem coraz śmielej z nim rozmawiała. Oczywiście Fleur nigdy pewności siebie nie brakowało, co teraz zauważył i chłopak. W końcu idąc tak nawet  nie zauważył, że coraz bliżej wieczoru, a co za tym idzie, coraz bliżej ostatniego zadania.
W końcu pożegnali się, a Fleur poszła przygotować się do zadania. 
Chłopak znalazł swoją matkę, po czym razem z nią udał się na trybuny, normalnie służące do obserwowania rozgrywki Quidditcha. Znaleźli dobre miejsca i zobaczyli, jak reprezentanci szkół podchodzą do wysokiego żywopłotu, później nauczyciele zaczęli udzielać im wskazówek. Na trybunach pojawiało się coraz więcej osób. W końcu po kilkunastu minutach turniej rozpoczął się. Czwórka czarodziei wbiegła do labiryntu, a Bill zastanawiał się tylko, co stanie się z dziewczyną...


*****


- Och, Bill... - Fleur oparła się o szeroki tors mężczyzny. Leżeli wspólnie na kanapie. Nareszcie mogła powiedzieć, że Bill Weasley jest jej mężem. Co więcej, mieli swój własny dom. Muszelka prezentowała się uroczo, wznosząc się przy brzegu morza. Siedzieli w salonie, leniąc się. Mieli teraz dużo wolnego czasu. Od ich wesela,  a co za tym idzie, ataku Śmierciożerców minęło dużo czasu. Para dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że już niedługo nadejdzie ostateczna bitwa. Starali się o tym nie myśleć,  jednak jasne było, że czas wojny zbliża się nieuchronnie. 
Jednak póki co cieszyli się wzajemnym towarzystwem. Chcieli odizowlować się od wszelakich problemów czekających ich za drzwami bezpiecznego domu. Ale taki stan nie mógł trwać wiecznie.
Chociaż... Skoro mieli chwilę dla siebie...
Młoda kobieta przysunelła się bliżej męża. Odchyliła lekko głowę  w tył, po czyma poczuła, jak jej usta trafiają w policzek Billa. Szybko odsunęła się jednak, patrząc mu drapieżnie w oczy.
- Bill... Jak chcę ci... - Mruknęła, przusuwając się do niego. Jej nie do końca wyuczony angielski brzmiał słodko w połączeniu z francuskim akcentem. Fleur oplotła swoje ręce wokół jego szyi. Przysunęła swoją twarz do niego tak, że stykali się czołami i nosami. Wyglądali ze sobą uroczo. Zdecydowanie do siebie pasowali. Uzupełniali się, potrzebowali, byli dla siebie wsparciem. Były takie momenty, że parę nachodziły wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobili, że ze sobą są. Ale po jakimś czasie nie musieli pytać. Zrozumieli, że są dla siebie stworzeni. I od tamtego czasu nic nie było w stanie ich rozdzielić...


No więc witam. 
Naprawdę dobrze, że dałam radę to napisać.  Notatka  z dedykacją dla Kasi. Mam nadzieję, że wyszło jakoś w miarę do przeczytania. 
Zapraszam do komentowanią.

~Blue Raven 

1 komentarz:

  1. Uroczo ^^
    Fajnie przeczytać coś takiego na luzie. Bez walk, kłótni i rozlewu krwi. Spokojna, pogodna atmosfera.
    Lekko, pozytywnie i całkiem nieźle gramatycznie i ortograficznie, jednak nadal czepiałabym się tych powtórzeń wyrazowych. No ale wiem, że czasami po prostu inaczej nie można, więc siedzę cicho xD
    Szkoda tylko, że krótko :/
    Dziękuję za dedyk :D
    Powodzenia w dalszym pisaniu
    I dużo, dużo weny :P
    Papa xXx

    OdpowiedzUsuń