29 grudnia 2015

Ron i Hermiona

Molly krzątała się po domu. Przygotowania do świąt sprawiły, że w Norze panował większy niż zazwyczaj harmider. Kobieta starała się przygotować wszystko w ciągu jednego dnia, jak zawsze. Cieszyła się, gdy dostała list od syna, w którym poinformował ją, że razem z Hermioną i Harrym przyjadą na święta. Już jutro młodzi czarodzieje mieli pojawić się w Norze. Ginny  postanowiła zostać w Hogwarcie, gdyż jak to ujęła w swojej wiadomości "Ma kilka ważnych spraw".
Jej matka nie miała oczywiście nic przeciwko, jednak trochę dziwnie czuła się na myśl, że jej córki nie będzie. Jednak nie miała nawet czasu, by się tym przejąć, ponieważ miała masę rzeczy o wykonania jeszcze dzisiaj.Zabiegana nawet nie zauważyła, że nastała noc. Dopiero późną porą położyła się, od razu zasypiając.

Obudził ją szmer. Kobieta energicznie podniosła się i poszła w stronę kuchni, widząc trójkę nastolatków ciągnących swoje kufry. Uśmiechnęła się serdecznie i uściskała każdego z nich.
Przeciągnęła wzrokiem po uczniach. Harry uśmiechał się, jego bystre oczy zerkały na Hermionę, to na Rona. Wyglądał lepiej niż w momencie, gdy opuszczał Norę w wakacje. Ron był lekko przygarbiony, zamyślony  patrzył na okno, obserwując płatki śniegu, lekko wirujące na zimnym powietrzu. Z kolei Hermiona stała prosto, patrząc na panią Weasley i uśmiechając się szczerze. Molly widziała, jaka zmiana zaszła w tej dziewczynie od ich pierwszego spotkania. Na trzecim roku była to jedynie dziewczyna, która miała wiecznie nos w książkach, z napuszonymi włosami i zębami jak u bobra. Teraz zmieniła się. Gęste włosy upięła w luźny kok, z którego kilka pasem wyrwało się, opadając na bok jej twarzy. Uśmiech, jaki zagościł na jej twarzy wyglądał uroczo. Dziewczyna ledwo trzymała przed sobą kufer, aż w końcu puściła go, ustawiając bagaż przed sobą. Z kurtek nastolatków sypał się śnieg, toteż szybko zdjęli odzież wierzchnią i zawiesili ją na wieszakach. Przyjaciele wzięli swoje kufry i poszli na górę, by się rozpakować. Hermiona zajęła pokój Ginny, a chłopcy wspólnie pokój Rona. Gdy Gryfonka skończyła układać swoje rzeczy, zeszła na dół, bo pomóc pani Weasley w codziennych czynnościach. Pomogła jej przygotować śniadanie. Po posiłku dziewczyna spędzała czas razem z przyjaciółmi. Patrzyła, jak grają w szachy, eksplodującego durnia czy inne gry. Potem poszła do pokoju, by poczytać jakąś książkę. Zdecydowała, że przeczyta jedną z nowo nabytych książek. Nosiła ona tytuł "Zaklęcia a uroki". Hermiona cieszyła się na myśl o tym, że najbliższy czas spędzi jedynie w towarzystwie. Uwielbiała podczas czytania poczuć zapach pergaminu. Ten niezwykle jej się podobał. Na pierwszej lekcji eliksirów w tym roku, pamiętała ją jak dziś, gdy profesor Slughorn poprosił, by ta opisała zapach, jaki wydobywał się z eliskiru. Oczywiście tego co ona czuła nikt nie mógł kwestionować, gdyż w Amortencji czujemy nasze ulubione zapachy. Dziewczyna przypomniała sobie coś z tego dnia. Gdy powiedziała o pergaminie, jej nos poczuł coś jeszcze. Wtedy szybko skłamała, że była to pasta do zębów. Jednak to wcale nie jej zapach wtedy wydobywał się z eliksiru. Był to zapach Rona. Taki charakterystyczny dla niego. Hermiona naprawdę lubiła chłopaka,  jednak ostatnimi czasy czuła do niego coś więcej niż przyjaźń. Nie przyznała się nikomu, oczywiście. Jednak to uczucie zżerało ją od środka. Za każdym razem gdy widziała chłopaka czuła te "motylki" w brzuchu. Na początku starała się z tym walczyć,  jednak z czasem przywykła do tego "czegoś" co działo się z nią w obecności Weasley'a. Jednak dziewczyna przestała o tym myśleć, gdy usłyszała głos pani Weasley. Kobieta wołała wszystkich na obiad. Hermiona zeszła po stromych schodach na dół. Rozejrzała się, prawie wszyscy zajmowali już przy stole swoje miejsca. Także ona usiadła, posyłając uśmiech Harry'emu i Ronowi. Przez kilkanaście minut słychać było jedynie brzęk sztućców, gdy wszyscy jedli pieczeń, jaką przygotowała matka Rona. Gdy wszyscy skończyli, poruszono temat świętowania końca roku. Hermiona wraz z przyjaciółmi mieli plan. Chcieli udać się nad pobliskie jezioro i tam bawić się w tę ostatnią noc. Harry pokrótce określił swój plan, na co starsza kobieta przytaknęła jedynie. Gryfonka ucieszyła się. Chciała ten rok zakończyć zabawą. Już niecierpliwie czekała na ten jeden dzień.

Święta szybko minęły, w końcu nadszedł czas na pożegnanie roku. Wszyscy byli wyraźnie podekscytowani. Fred i George obmyślali już nowe pomysły, żarty jakie zrobią i co będą robić podczas wieczoru. Ginny z Hermioną szykowały właśnie sok dyniowy i dużo piwa kremowego, gdy przyszedł Ron. W ręce ściskał dwie butelki ognistej whisky. Dziewczyny nie protestowały, gdy chłopak spakował je do plecaka. Harry za to wziął ze sobą miękkie koce, na których będą leżeć. Gdy wszystko wydawało się być gotowe, wzięli wszystkie rzeczy i pod wieczór ruszyli w drogę. Kilkanaście minut zajęło im dojście w odpowiednie miejsce. Kiedy już tam byli, Hermiona poustawiała wszystko tam, gdzie jej zdaniem być powinno. Chłopcy na takie rzeczy czasu nie tracili i zdjąwszy z siebie koszulki wskoczyli w otchłań jeziora.
Ginny zaśmiała się, gdy zobaczyła, jak Gryfoni pod wpływem zimnej wody wyskakują z niej, upadając na trawę. Nigdzie nie było śniegu, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Dziewczyny siedziały na jednym z kocy, śmiejąc się na widok przemoczonych i zmarzniętych chłopaków. Po kilku minutach, gdy ci już się wysuszyli, wszyscy siedli obok siebie, George otwierał butelki z piwem kremowym, a Ginny wyjmowała czekoladowe żaby. Każdy dostał po butelece piwa, które szybko zostały opróżnione. W ruch poszły kolejne butelki, po jakimś czasie Fred wyjął ognistą whisky. Razem z bratem bliźniakiem upili z niej część, następnie podając ją Ronowi. Ten spojrzał tylko na siostrę, a gdy ta skinęła głową, ten zaczął pić alkohol. Następnie butelka powędrowała do Harry'ego, ten nawet nie oglądał się na nikogo i wypił whisky prawie do końca. Chciał podać trunek dalej, do Hermiony. Jednak ta przez chwilę nie chciała go przyjąć. W końcu jednak, słysząc namowy ze wszystkich stron, przyjęła od przyjaciela ognistą. Wzięła jeden łyk. Czuła, jak zaczyna piec ją gardło. Zaczęła kaszleć, jednak niktnie zwracał na to szczególnej uwagi. Szybko podała butelkę do Ginny, a ta patrzyła wyzywająco na braci, po czym opróżniła do końca butelkę. Gdy Granger zaczęła w końcu się uspokajać, zobaczyła, że Fred i George patrzą na nią i uśmiechają się wesoło. Zaraz pojawiła się kolejna ognista, teraz była pusta jeszcze szybciej. Gryfonka nie wiedziała, skąd pojawiają się kolejne butelki, jednak było ich coraz więcej. W końcu,  chyba po czwartej, odpuścili. Harry zaproponował, że mogą zagrać w butelkę. Hermiona razem z nim krótko objaśniła zasady, a gdy wszyscy się zgodzili, zaczęli grać.
Początkowo zadania nie były trudne, raz Ginny wbiegła do jeziora, Fred skakał po drzewach, Ron tańczył przytulony do pnia. Norma. Gdy butelka wypadła na George'a, Hermiona kazała mu pocałować Harry'ego. Była już tak wstawiona, że nawet nie wiedziała co mówi. Gdy Wealsey nachylił się,  całując Pottera, towarzyszyły temu głośne okrzyki i śmiech. Następnie Harry musiał tarzać się po trawie. Gdy wypadło na Rona, Złoty Chłopiec uśmiechnął się mściwie. Kazał mu pocałować Hermionę. Ten bez wahania podszedł do niej. Byli już obok siebie, gdy jego siostra zaczęła skandować "Ron, Hemiona! Ron, Hermiona!!". Gryfon objął ją, lekko muskając jej usta swoimi. Dziewczyna położyła mu rękę na policzku, kontynuując pocałunek. Słyszała głośny śmiech Freda i George'a. Pisk Ginny roznosił się echem po okolicy. Gdy się od siebie odsunęli, siedli obok siebie, kontynuując grę. Przez głowę Gryfonki przeleciała myśl, że będzie jeszcze żałowała, że jutro o tym zapomni. Ron pewnie też, jednak w tej chwili miała to gdzieś. Skoro jutro o wszystkim zapomną...  złapała chłopaka za rękę, opierając głowę na jego ramieniu. Zamknęła oczy, nie docierał już do niej żaden dźwięk, zasnęła...

Gdy obudziła się rano, strasznie bolała ją głowa. Nie pamiętała co się stało. Odkryła, że obok niej leży Ron. Przez chwilę była przerażona. Nie mogła nic sobie przypomnieć. Zobaczyła też, że w pokoju nie ma Harry'ego. Miała przeczucie, że był u Ginny. Zaśmiała się. Był to niemal histeryczny śmiech. Swoim zachowaniem obudziła Rona. Podniósł się na łokciach. Spojrzał na znajdującą się obok niego dziewczynę z zaskoczeniem. Jednak po chwili zaczął się śmiać razem z nią. W końcu jednak opanowali się,  starając się  przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszej nocy. Jednak nic nie przychodziło im do głowy. Nie wiedzieli, która godzina, wszędzie było cicho. Pomyśleli, że może reszta pamięta więcej. Jednak nawet nie wiedzieli, czy chłopcy z Ginny dotarli do domu. Jednak w tej chwili mieli to gdzieś. Położyli się, niemal od razu zasypiając. Jednak zanim to nastąpiło, Hermiona usłyszała ciche słowa Rona
- Chciałbym to pamiętać...  - po czym zamknął oczy. Dziewczyna nie mówiła nic, ale także by tego chciała. W końcu także ona usnęła...


Nareszcie to skończyłam. Nie wiem, kiedy pojawi się następny post, jednak póki co zapraszam do komentowania, zostawiania swoich opinii. Mam nadzieję, że się podoba.
~Raven

23 grudnia 2015

Luna i Argus

   Piętnastoletnia Krukonka przechadzała się długim hogwarckim korytarzem. Zmierzała właśnie do gabinetu profesora Slughorna. Uważała to za bardzo miłe, że Harry zdecydował się zaprosić ją na przyjęcie bożonarodzeniowe.Gdzieś tam w głębi czuła coś więcej do Złotego Chłopca, jednak nie powiedziała mu tego. Bo po co? Pewnie by ją wyśmiał. Nie chciała tego, więc to uczucie zostawiła dla siebie.
Stała już prawie przy drzwiach, gdy zobaczyła idącego w jej kierunku Gryfona. Wyglądał świetnie w szacie wyjściowej. Luna natomiast miała połyskującą srebrną sukienkę, na rękach pobrzękiwały cienkie bransoletki. Nie rozstała się ze swoimi kolczykami-rzodkiewkami, które wisiały, niemal muskając jej ramiona. Długie blond włosy zostawiła rozpuszczone, falami opadające na jej plecy, okrywając ramiona.
Potter zmierzył ją długim spojrzeniem, uśmiechając się lekko. Po chwili wspólnie weszli do gabinetu nauczyciela. Horacy stał do nich odwrócony, jednak na dźwięk skrzypiących drzwi spojrzał za siebie, na  początku z lekkim strachem, jednak gdy zorientował się, kto za nim stoi uśmiechnął się serdecznie.
Objął chłopaka ramieniem, dziewczyna zaś rozejrzała się ciekawie po pomieszczeniu. Był to chyba największy pokój nauczycielski ze wszystkich, które widziała. Wszędzie kręcili się uczniowie.
Byli z różnych domów, w różnym wieku. Jednak dziewczynie nie robiło to jakiejś zbytniej różnicy.
Usiadła na miękkim fotelu, oczekując przyjścia Harry'ego. Jednak ten nie nadchodził. Po kilku minutach zobaczyła go, jak rozmawia z Hermioną. Lunę coś ukuło w serce. Jakby ktoś wbijał tam małe szpilki, które wchodzą coraz gołębiej, sprawiając coraz większy ból. Dziewczyna wstała. Nie chciała tu dłużej zostawać.
Jednak jej uwagę przykuło wydarzenie odbywające się tuż przy drzwiach. stał tam szkolny woźny, Argus Filch, szarpiący Dracona Malfoy'a. Spojrzała na Ślizgona. Był on jej zdaniem dość pokrętną osobą.
No cóż, fakt, nie znała go, jednak widziała w jego oczach, że skrywa pewną tajemnicę.
Swój wzrok skierowała teraz na trzymającego go Filcha. Był on szkolnym postrachem wielu uczniów.
Jednak Luna widziała w nim kogoś innego. Słysząc szkolne plotki dowiedziała się, że ów mężczyzna jest charłakiem. Było jej żal woźnego. Uważała, że nikt, nawet on nie zasługuje na takie coś.
Myślała, że warto dać mu szansę, być może Argus wcale nie jest złym człowiekiem.
W momencie, gdy zapatrzyła się na Filcha, ten spojrzał na nią. Jej rozmarzony wzrok skierowany na niego zezłościł go. Ta bezczelna dziewucha wpatrywała się w niego jak w obrazek. Podszedł do niej i mocno szarpnął ją za ramię. Nie patrząc na nikogo, bez słowa wyszedł, ciągnąc za sobą Krukonkę.
Lunę rozbolało ramię, jednak nie odzywała się, a jedynie w milczeniu podążała za charłakiem.
Gdy dotarli wreszcie do jego gabinetu, ten usiadł wściekły za biurkiem, piorunując dziewczynę spojrzeniem.
 - Lovegood! Wpatrujesz się we mnie jak w obrazek, ty nędzna dziewucho!!
- Panu się tylko wydaje, panie Filch. Może to przez Krabiaki ? - mruknęła w zadumie. Zamyśliła się. To faktycznie mogły być one.
- Kra co? - spojrzał na nią zdezorientowany. Wiedział, że Krukonka często wymyśla jakieś nieistniejące stworzenia, jednak teraz pomyślał o tym głębiej. Na swój sposób jej zachowanie, ta fascynacja magicznymi stworzeniami były interesujące. Zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział cicho
 - Co to są, te całe krabiaki ? - poczuł się dziwnie, pytając uczennicę o takie rzeczy. A ona zaczęła wyjaśniać monotonnym głosem
 - Krabiaki są stworzeniami, tak malutkimi... Są wszędzie. Wchodzą do głowy i mieszają. Sprawiają, że zaczynają nam się wydawać różne rzeczy. Nie są jednak bardzo groźne. A jedynie czasami przeszkadzają, jeśli mają na to ochotę. - Argus w milczeniu słuchał jej wypowiedzi. Uśmiechnął się pod nosem. 
Ta dziewczyna miała zdolność do dziwnych wyobrażeń. Jednak postanowił słuchać dalej.
Pytał o różne stworzenia, a Luna z zapałem opowiadała o nich. Woźny nawet nie zauważył, że było już grubo po ciszy nocnej. Lovegood również spojrzała na zegarek. Szybko pożegnała się z woźnym, odchodząc do Pokoju Wspólnego Krukonów. Filch położył się spać. Kto by pomyślał, że znienawidzony przez uczniów mężczyzna padnie urokiem nastoletniej Krukonki? Jeszcze postara się, aby Luna to zobaczyła. 
Nikt nie wiedział, że piętnastolatka spędziła cały wieczór, a nawet kawąłek nocy w gabinecie woźnego.
Nikt nie przejmował się tym, jednakże dziewczynie na długo zapadło w pamięć to spotkanie...

  *****


Skończyłam! To opowiadanie dedykuję mojej przyjaciółce, Oliwii, która podrzuciła mi pomysł na ten tekst.
Dziękuję za czytanie, zapraszam do komentowania, zostawiania swoich opinii i znikam pisać kolejne miniaturki. 

~Raven 

19 grudnia 2015

Wielka świąteczna masakra cz.1

Święta w Hogwarcie...
Ach... Ten zapach sosen i roznoszący się aromat piernika...
Uczniowie spędzali właśnie poranek jedząc ostatnie śniadanie, nim wyjadą do domów, by spędzić tam czas z rodziną.
Harry jadł tosta, zerkając co chwila w kierunku stołu Krukonów. Wyszukiwał w tłumie pewnej osoby... Jednak nigdzie jej nie spostrzegł. A szkoda...
Nagle zza stołu nauczycielskiego wstał profesor Dumbledore. Ach, Dumbledore... Czarodziej znający smak sławy i porażki, zawodu i miłości. Jego historia nie była do końca znana. Tylko nieliczni wiedzieli więcej. Jednakże czarodziej nikogo nie dopuścił do swojego umysłu całkowicie.
Zaczął swoją przemowę. Dla niektórych byłaby ona zapewne nużąca, bez sensu. Jednak młody czarodziej patrzył na profesora z niemą fascynacją. Albus zdecydowanie był dla chłopaka wzorem do naśladowania. Nastolatek, mimo młodego wieku wiele wiedział o Dumbelodore'ze.
Było tak chociażby za sprawą spotkań, jakie Harry regularnie odbywał z nauczycielem, by zagłębiać się w świat Toma Riddle'a. Zwykły nastolatek, chłopak tak niepozorny... Aktualnie tak wielki czarodziej. Potter zamyślił się.
Mimo wszystko czuł wobec Voldemorta pewien podziw. Nie przyznał się do tego nikomu, naturalnie. Jednak w głębi duszy i w sobie, Gryfon czuł namiastkę Slytherina. Jednak nikomu o tym nie powiedział. Bo to i tak nic by nie zmieniło, a Harry straciłby swoją reputację. Z rozmyślań wyrwał go głos Hermiony. Ta chciała, by Harry poszedł z nią do Sali Wyjściowej. Złoty Chłopiec rozejrzał się po sali. Faktycznie, niewiele osób zostało przy stołach, kończąc śniadanie. Chłopak podnosił się już z miejsca, gdy drogę zagrodził mu Draco Malfoy. Nastoletni Ślizgon patrzył na Pottera z pogardą. Uśmiechnął się złośliwie i warknął 
 - O Potter, ty i twoja szlama wyjeżdżacie? Jedziecie z Weasley'em do jego nory? - Ostatnie słowo wypowiedział z czystą nienawiścią, po czym dumnie ruszył przed siebie. Kilku Krukonów patrzyło znad książek na rozgrywającą się przed nimi scenę. Także dwóch Puchonów, którzy jeszcze zostali w Wielkiej Sali obserwowali poczynania chłopaków. Harry był wściekły. Nie mógł pozwolić na to, żeby jakiś tam Malfoy obrażał jego przyjaciela. Fakt, że Rona nie było już w sali nic nie zmieniał. Stół nauczycielski także był pusty, toteż w pomieszczeniu zostali sami uczniowie. 
Potter wyciągał już różdżkę, chcąc rzucić zaklęcie na Ślizgona. Draco był odwrócony, nie widział promienia światła, jakie zmierzało w jego kierunku. Jednak znajdująca się przy nim Pansy Parkinson w porę odwróciła się. Patrząc na różdżkę, szybko odepchnęła przyjaciela na bok. Ten prawie upadł, jednak złapał równowagę w ostatnim momencie. Wszyscy w sali patrzyli oniemiali, jak promień trafia w drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem. 
Zapadła grobowa cisza, podczas której każdemu przez głowę przeleciało milion myśli. 
Nagle wszyscy podbiegli do drzwi, tłukąc w nie z całych sił, próbując je otworzyć zaklęciami, robiąc co się da. Jednakże nic nie poskutkowało. I tak uczniowie zostali uwięzieni w sali. Nie wiedzieli, czy ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie, by pomóc im. Nic się nie działo. 
Wśród uczniów zapanował chaos. Hermiona trzymała Harry'ego kurczowo za ramię, wpijając mu paznokcie w rękę. Ten nie wiedział nawet co powiedzieć. Właśnie zamknął się w Wielkiej Sali z Hermioną, Malfoy'em, Pansy, Luną, Cho, Cedrikiem*, Ernie'm, Mariettą i Blaise'm. 
Coś jeszcze? 

* - W mojej oto wersji Cedrik żyje.

Hahaha! Więc wracam!! I tak oto rozpoczyna się "Świąteczna Masakra". Opowiadanie będzie podzielone na części. Zapraszam do komentowania i czytania. Mam nadzieję, że się podoba, do Wigilii Bożego Narodzenia postaram się napisać drugą część (będą 3 lub 4 części). Tak więc powracam do pisania, mam wenę i zaraz zabieram się do dalszego pisania. Tak więc no. Zapraszam jeszcze raz i tekst zostawiam do oceny Wam.

~Blue Raven

10 grudnia 2015

Przerwa?

No witam...
Jak zauważyliście ostatnio na blogu niewiele się dzieje.
Problemy dają o sobie znać. Ostatnimi czasy po prostu nie mam czasu pisać. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą przerwę. Nie będzie ona szczególnie długa. Potrzebuję czasu, a jak już wszystko się poukłada to niebawem wrocę do pisania. Przepraszam i obiecuję, że już niedługo wrócę.

~Blue Raven