31 października 2015

Ogłoszenie

Dzisiaj mija trzydziesta czwarta rocznica śmierci Jamesa i Lily. Wzieśmy za nich różdżki czarodzieje.






~Sly

Ps. Niestety nie wiem kiedy pojawi się następna notatka ode mnie, ponieważ nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, a i wena gdzieś sobie poszła...

Pps. Z całego serca dziękujemy za 1000 wyświetleń. Jesteście cudowni!!!

Syriusz i Lily

Chcę Wam podziękować za 1000 wyświetleń :*
Każdy dzień to jeszcze większa motywacja, by pisać... Dziękuję

*****

Lily biegła na oślep ulicami Doliny Godryka Gryffindora.
Nie mogła uwierzyć w to co się stało zaledwie kilkanaście minut temu. 
Dzisiaj, w Noc Duchów, kiedy wszystko miało toczyć się codziennym ciągiem wydarzeń, zmieniło się całe jej życie. A miało być tak pięknie...

Kobieta siedziała na dywanie i obserwowała, jak jej syn bawi się jej różdżką. 
Gdy ją położył ona podniosła ją i wyczarowała różnokolorowe wzory, które utrzymywały się przez chwilę w powietrzu i znikały. Obok siedział James, obserwując poczynania syna.
Ich chwile radości przerwało donośne stukanie do drzwi. 
Kto o tak późnej godzinie mógłby ich odwiedzić ? Łapa, który nudził się tego wieczoru?
James wstał i powiedział tylko w kierunku żony
 - Zaraz sprawdzę kto to. - Skierował się w kierunku drzwi wyjściowych.
Ledwo dotknął klamki, drzwi wyleciały z hukiem na ziemię, zwalając mężczyznę z nóg.
Spojrzał na górującą przed nim postać. Sam Voldemort stał przed Jamesem patrząc na niego z pogardą. Już chciał powiedzieć coś do leżącej przed nim postaci, gdy ten krzyknął przerażony
 - Lily! To ON! Bierz Harry'ego i uciekaj! LILY!!! - chciał coś jeszcze dopowiedzieć, jednakże Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wypowiedział z mocą zaklęcie
 - Avada Kedavra! - pojawił się tylko błysk zielonego światła. Po chwili martwe ciało Jamesa Pottera leżało bezwładnie na podłodze.
Sami Wiecie Kto zmierzał w stronę odgłosów, które słyszał ze znajdującego się nieopodal pokoju.
Wszedł tam, widząc, jak Lily, ta szlama mówi coś do swojego syna.
Czarny Pan wiedział, że to ten chłopak musi zginąć. Jednak kobieta zasłaniała Harry'ego swoim ciałem. Ta uparcie stała, nie chcąc dać czarodziejowi dostępu do jej syna.
W końcu Voldemort, niecierpliwiąc się odepchnął ją, a ta straciła równowagę i opadła ciężko na posadzkę. Patrzyła ze łzami w oczach, jak Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać rzuca śmiertelne zaklęcie na Harry'ego Pottera. Nagle pociemniało jej przed oczami.
Straciła przytomność, pogrążając się w ciemności...
Ocknęła się po kilkunastu minutach. Z każdą sekundą powoli docierało do niej to co się stało.
Pragnęła, aby był to tylko zły sen...
Jednak, gdy wstała, zobaczyła coś, co prawie ponownie zwaliło ją z nóg. Harry Potter, trzynastomiesięczny chłopiec, ten którego tak kochała... Teraz leżał martwy. Miał zamknięte oczy.
Wyglądał trochę, jakby spał. Ale Lily znała prawdę. Tak, on zasnął. Kłopot w tym, że już nigdy się nie obudzi.  Kobieta poczuła ukłucie w sercu.
Oparła się o ścianę. Stwierdziła, że da radę utrzymać równowagę. Przeszła kilka kroków, jeden po drugim. Ponownie oparła się o chłodną ścianę. Minęła ciało swego syna, czując jak jej serce zaczyna coraz mocniej bić. Wyszła z pokoju, czując zawroty głowy. Teraz czekał ją kolejny szok.
Tuż przy drzwiach znajdowało się ciało jej męża. Poczuła kolejne ukłucie bólu.
Uklękła przy nim. Po raz ostatni, drżącą ręką dotknęła jego zimnego policzka
 - James... - szepnęła. Po jej policzkach spłynęły łzy. Rzuciła spojrzenie na jego nieruchome ciało.
Podniosła się. Nie mogła tu zostać. 
Wybiegła z domu. Łzy utrudniały jej widzenie. Biegła na złamanie karku, chociaż nawet nie wiedziała jaki był cel jej drogi. W końcu, gdy wybiegła już z Doliny Godryka zatrzymała się na chwilę opierając się na jakimś drzewie. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się. Miejsce wyglądało trochę jak typowa mugolska dzielnica. 
     Lily nie chciała tracić czasu. Pierwsze co przyszło jej na myśl to poinformować przyjaciół o wydarzeniu. Teleportowała się. Zakręciło jej się w głowie i przez chwilę stała pochylona. Teleportacja najwyraźniej nie była dla niej.  
Kobieta stała właśnie przed Grimmauld Place 12. Podeszła do drzwi. Nim zdążyła zapukać te otworzyły się. W progu stał Syriusz. Widząc jej łzy był zaskoczony. Lily nigdy nie płakała...
Bez słowa wpuścił ją do środka. 
Weszła do środka. Jednak zrobiła tylko dwa kroki. Oparła się ciężko o ścianę i zaczęła po niej osuwać. Black szybko złapał ją i na szczęście nie upadła. 
 - Lily? Co się stało?  - zapytał, niemalże zanosząc ją do salonu i kładąc na kanapie.  Patrzył na nią. Wyglądała na wykończoną...
- On tam był... Przyszedł do nas. A James i Harry... Syriuszu on ich... - szepnęła. Przez chwilę to do niego docierało. Peter zdradził ich Voldemortowi... A ten zabił jego przyjaciela i jego syna. 
To nie miało tak być...
Syriusz przysunął się do Lily i złapał za rękę. Chciał ją pocieszyć, ale co miał zrobić, gdy sam był w rozsypce? 
Więc po prostu tak siedzieli. 
Mijały kolejne minuty, może godziny. Było nadal ciemno, więc noc jeszcze ich nie opuściła. Kobieta oparła głowę na ramieniu Syriusza. Chciała być z kimś, kto ją zrozumie. A Łapa napewno taką osobą był. Był jej przyjacielem, ale było też coś innego...
To wspomnienie pamiętała jak przez mgłę. Urodziny Glizdogona...

                              *****

Lily siedziała w fotelu i sączyła drinka. 
W tle grała głośna muzyka, tego jednego dnia ona jej nie przeszkadzała. Dziś, w urodziny Petera chciała się tylko dobrze bawić. Poza nią byli tu oczywiście Huncwoci i kilka dziewczyn które obserwowały poczynania Łapy i Rogacza. Uśmiechały się i co chwila chichotały, gdy któryś z nich na nie spojrzał. Ona siedziała w kącie i nie przykuwała niczyjej uwagi. Obserwowała tylko co robi James.  
Kochała go, ale nie  była do końca pewna, czy to działa w obie strony. 
Zauważyła, jak James mruga do jednej z dziewczyn stojących w drugim końcu sali. Spojrzał tylko na Lily i skierował się w stronę grupki. Wiedziała, że James jużtrochę wypił. Ale czy to usprawiedliwiało go do tego, by przystawiać się do innych? 
Poczuła się źle. Wstała i poszła do łazienki. Zmierzała na pierwsze piętro, gdy dogonił ją Syriusz. 
Uważała, że tak jak James jest pijany. Nawet nie obdarzyła go spojrzeniem. Szybko pokonała schody i zamknęła się w łazience. Pomieszczenie było dość oryginalnie udekorowane. No cóż, chyba nie każdy na umywalce ma rzeźbione szczury... Ale Peter właśnie w tego się zmieniał, więc miał do tego prawo, tak?
Spojrzała na siebie w lustrze. Miała zmęczone  oczy. Stwierdziła, ze dzisiaj już nic nie wypije.  Jednak czerwona szminka dzielnie utrzymywała się na jej pełnych ustach. 
Lily usiadła na podłodze. Zadrżała, gdy poczuła chłodny dotyk ściany. 
Ukryła twarz w dłoniach i przez chwilę targały nią emocje. W jednej chwili było ok. A teraz James... Nie chciała nawet wiedzieć co robił... Postanowiła wziąć się w garść. Nie mogła okazać słabości...
Wstała i otworzyła drzwi. Chciała szybko wyjść, jednak wpadła na kogoś. Szybko cofnęła się i spojrzała na osobę. 
Syriusz stał przed nią. Już nie wyglądał na pijanego, wręcz przeciwnie.
Był wyprostowany, ręce schował do kieszeni spodni. Uśmiechał się szeroko.
 - Evans, no co ty, lecisz na mnie? - zapytał i spojrzał na nią zalotnie. 
W głowie Lily zrodził się szatański plan. Ale czy nie pożałuje swojej decyzji?
No cóż, zawsze mogła usprawiedliwić się tym, że za dużo wypiła, prawda?
 - A żebyś wiedział, Łapo... - mruknęła i podeszła bliżej. Położyła dłoń na jego piersi. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się zalotnie. Syriusz spojrzał na nią zaskoczony, jednak gdy przysunęła się jeszcze bliżej jego spojrzenie wyrażało coś innego.
Ale nie mógł... Nie zrobi tego Jamesowi. 
To jego przyjaciel... Ale z drugiej strony...
Wiedział, co James zapewne teraz robi z tamtą blondynką... Tak. 
Black uważał, że Rogacz nie powinien tak traktować swojej partnerki. 
Więc teraz niech poniesie swoją karę...
Łapa objął przyjaciółkę w talii. Spojrzał tylko na nią łobuzersko i mruknął
 - Gdybyś miała ochotę... Spędzić ze mną czas, to będę czekał w pokoju. - patrzył na nią jak na nagrodę. Uwielbiał kobiety, ale ta jedna wydawała mu się bardziej wartościowa niż wszystkie inne. Jutro pewnie będzie miał wyrzuty sumienia... Ale zawsze będzie mógł tłumaczyć sobie ten wieczór nadmiarem Ognistej Whisky.  Poczuł, że usta Lily ocierają się o jego policzek. Odruchowo przekręcił głowę, teraz ich usta złączyły się w pocałunku. Lily położyła dłoń na jego policzku, co wywołało u niego przyjemny dreszcz. Przez chwilę trwali w tym pocałunku. Jednak dla Syriusza to było za mało. Puścił ją i odsunął się. 
 - Może nie na korytarzu, co? -  zapytał i zaśmiał się. Dziewczyna zawtórowała  mu i znowu go pocałowała. Czuli pasję, uczucie między sobą. I tak ruszyli w kierunku najbliżsżego pokoju. 
Jak się okazało był to gabinet. Syriusz potknął się o jakieś krzesło i razem wylądowali na podłodze. Lily zaśmiała się głośno. Miała taki ciepły głos...
Black trzymał swoją rękę na jej talii, drugą zaś skierował na jej nogę. Zachaczył palcami o krawędź jej szortów. Uśmiechnął się widząc zarumienioną twarz przyjaciółki. 
Nie pozostała mu jednak dłużna. Podwinęła jego koszulkę i zaczęła błądzić rękami po jego brzuchu, piersi. 
W tym momencie wydawał się jej taki idealny... Taki wprost dla niej.
- Lily, czy ty napewno tego chcesz? - zapytał jeszcze, zanim ta kompletnie doprowadzi go do utraty zmysłów. 
 - Oj Łapo... Jeszcze pytasz. - warknęła. Po chwili zamknęła mu usta kolejnym pocałunkiem. Chciała go. Teraz i tutaj...

                               *****

Kobieta siedziała na wysokim krześle. Była przerażona. Tylko czekała, aż James wróci do domu. Musiała mu coś powiedzieć. To będzie trudne, była pewna. Ale co zrobi? Teraz nie miała żadnego wyjścia. Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Nie przyszła przywitać się z mężem, co miała w zwyczaju robić.
Usłyszała, że James ją woła. Powoli zeszła z krzesła i chwiejnym krokiem przeszła przez korytarz. Nie wiedziała jak mu to powiedzieć. 
- James, chodź ze mną..  - mruknęła łapiąc go za nadgarstek. Spojrzał na nią. Najpierw z niepewnościa, jednak dał się zaprowadzić do salonu.  Usiedli na przeciwległych fotelach. Lily musiała to z siebie wyrzucić...
 - James ja... - zawiesiła się - James, ja jestem w ciąży... - szepnęła. Nie wiedziała czemu aż tak źle się z tym czuła. Jednakże postanowiła się nad tym nie zastanawiać. Nie czekając na reakcję swojego męża wybiegła z domu. 
Nie wiedziała gdzie iść. Po prostu błądziła po Dolinie Godryka bez celu...

                              *****

Na wspomnienie tamtych zdarzeń zadrżała. Znów znajdowała się u Syriusza. W Grimmauld Place 12. 
Jednak teraz nie miała ani Jamesa ani Harry'ego...
- Syriusz... Ja nigdy nie powiedziałam Jamesowi prawdy. Nigdy nie powiedziałam mu, że to nie on jest ojcem Harry'ego... Przepraszam...  - zasnęła. Nie chciała się budzić. Nie w świecie, gdzie nikt jej nie rozumie...




Wooo! Skończyłam... Jestem dość zadowolona z tego postu, chyba nieźle wyszło. I już wiem, że złe emocje dają dobrą wenę... Dziękuję...

~Blue Raven

28 października 2015

Bellatrix i Voldemort

    Opowiadanie na zamówienie i  z dedykacją dla Oliwii. Mam nadzieję, że miniaturka Ci się spodoba.
                          *****
   Spotkanie Śmierciożerców dłużyło się niemiłosiernie. Większość Śmierciożerców opierała twarze na rękach, udając, że słuchają. Jednak prawie wszyscy byli myślami gdzie indziej. Jedna osoba jednak siedziała prosto i słuchała uważnie słów Czarnego Pana.
Bellatrix patrzyła z uwielbieniem na Voldemorta. Kobieta za młodu była oczywiście w Slytherinie, więc zaraz po ukończeniu Hogwartu wstąpiła w kręgi Voldemorta.
Teraz spijała każde słowo z jego ust. Bella marzyła o Voldemorcie, tego była pewna. I kochała go, a to było oczywiste. 
    Ale to było coś więcej. Więcej niż uwielbienie. Ona kochała Pana w sposób inny niż reszta Śmierciożerców. Pragnęła go i śniła o nim. Kiedyś obiecała sobie, że Czarny Pan jeszcze będzie jej. 
I miała nadzieję, że tego wieczoru jej się uda.  Pomyślała teraz, że spotkanie jednak mogłoby się już skończyć. Chciała uwieść Voldemorta. Wiedziała że będzie igrała ze śmiercią. Dosłownie, bo wiedziała, że Czarny Pan jej nie wybaczy. Ale kiedy ona tak go pragnie...
Bellatrix kochała ryzyko. Gdyby nie to, zapewne nigdy nie odważyłaby się wstąpić w grono Śmierciożerców. A skoro stwierdziła, że tej nocy Voldemort będzie jej, to tak się właśnie stanie. 
Czarny Pan wymawiał już ostatnie słowa swojego monologu.
Gdy skończył niemal wszyscy jego poplecznicy opuścili salę w pośpiechu. Jednak Bella nie spieszyła się. Chciała rozegrać to powoli. Gdy w sali nie było nikogo poza nią i jej Panem podeszła do niego powoli, kręcąc zalotnie biodrami. 
 - Panie... - szepnęła, a on tylko na nią spojrzał. Rzuciła mu pożądliwe spojrzenie. 
Jego obojętność była dla niej zachętą. Podeszła do niego bliżej. 
Jej pełne pomalowane mocną, czerwoną szminką usta otarły się o policzek Voldemorta.
Delikatnie przejechała ręką po jego nadgarstku. Na dotyk chłodnego ciała Czarnego Pana zadrżała.
Był taki idealny. W sam raz dla niej. Chciała być z nim bliżej, niż którykolwiek inny człowiek, niż którykolwiek śmierciożerca...
Kobieta poczuła, że Voldemort spina się pod wpływem jej nadzwyczaj śmiałego dotyku.
Nie wiedziała, czy to co robi się mu podoba. Ale kontynuowała.
Swoją ręką przesunęła po jego twarzy, gdy Czarny Pan odsunął się gwałtownie.
Spojrzał na nią i syknął
 - Bellatrix ? Co ty robisz? - wyczuła, że jest wściekły.
Ale przecież minutę temu nic mu nie przeszkadzało.
Stwierdziła, że to czas, by się wycofać...
Zrobiła dwa kroki w tył, gdy Voldemort sięgnął po swoją różdżkę i warknął
 - Nikt nie będzie tak poniżać Czarnego Pana, Bello. Nawet ty. - po czym rzucił ostatnie zaklęcie.
 - Avada Kedavra! - z różdżki wydobyło się zielone światło zmierzające w kierunku kobiety.
Patrzyła tylko, jak promień dociera do niej. W sekundę całe jej ciało jakby zdrętwiało.
    Osunęła się na podłogę i zamknęła oczy.
No cóż... próba uwiedzenia Voldemorta to był zły pomysł...
Ale Bellatrix kochała ryzyko, które jednak w tym momencie jej się nie opłaciło.
Dlaczego? No cóż, martwe ciało w sali chyba mówi samo za siebie...


~~Blue Raven

27 października 2015

Harrmione

Miniaturka na zamówienie i z dedykacją dla Amelii. Zapraszam do czytania!

*****


To uczucie było okropne. On był okropny...

    Hermiona biegła korytarzem Hogwartu. Miała już dość Rona. Czy on nie widział, że ją rani?
Czuła się źle. Bardzo źle. 
Oczywiście, że cieszyła się z wygranego dla Gryffindoru meczu Quidditcha, ale to co robił Gryfon było przegięciem. Na jej oczach obściskiwał się z Lavender... Boli.
Wbiegła na wieżę astronomiczną. Usiadła na podłodze. Oparła się o chłodną ścianę i ukryła twarz w dłoniach. Zaczęła płakać. Czemu on taki był? Chciał wzbudzić w niej zazdrość ?
No cóż... Spóźnił się. Jego miejsce w jej sercu zajął ktoś inny. 
Oh, o wilku mowa...
 - Hermiona! Jesteś tu? - Zawołał ktoś ze schodów. Doskonale znała ten głos, te ciepłą barwę. Mogła go słuchać i słuchać... Dziewczyna powoli zeszła w dół po schodach. Rozejrzała się i zobaczyła, że niedbale oparty okno stoi Harry. Podeszła do niego blisko i go przytuliła. Chciała być teraz z kimś, komu na niej zależy. A Harry z pewnością taką osobą był. Potrzebowała go...
 - Harry... Dziękuję. - Mruknęła i spojrzała mu w oczy. Czemu nie mogła zebrać się na odwagę by wyznać mu to, co do niego czuje ? Przecież to, że jej się podobał nie było niczym złym.
Przynajmniej taką miała nadzieję. Może i nie znała się na związkach, ale to co czuła do Harry'ego było dla niej takie... Takie przyjemne. Stwierdziła, że już tak nie może. Postanowiła wreszcie powiedzieć Harry'emu, co do niego czuje, a co!
 - Muszę ci coś powiedzieć... Bardzo cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. Bardzo cieszę się z naszej przyjaźni, naprawdę, ale... - Harry urwał jej
- Ale? Już mnie nie lubisz ? - zapytał niepewnie.
 - Nie Harry... Wręcz przeciwnie. Cieszę się z naszej przyjaźni, ale widzisz... Od pewnego czasu chcę czegoś więcej. Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć. Ty jesteś dla mnie naprawdę ważny. - Wyznała.
Przez krótką chwilę Gryfon nie odzywał się. Nie był do końca pewny jak zareagować na wypowiedź dziewczyny. Ale postanowił coś zrobić. Przecież nie będzie tak stał jak głupi! Hermiona patrzyła na niego z nadzieją. Harry złapał ją za rękę.  Wiedział, że słowa na nic się nie zdadzą. Położył dłoń na jej policzku. Przysunął się bliżej. Czuł ciepło bijące od Gryfonki. Pochylił się i pocałował ją.
Dreszcze przebiegły po plecach Gryfona.  To samo uczucie poczuła Hermiona.
Była wdzięczna losowi za tę chwilę. Była zauroczona Harrym.
Dla niej ta chwila mogłaby trwać i trwać. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy.
    Do wieży wbiegł  Ron z Lavender. Ta zaśmiała się jak idiotka i powiedziała
 - Upss... Tu już chyba zajęte. - Po czym pociągnęła Rona za rękaw i szybko opuścili pomieszczenie.
Cały czar prysł, a Hermiona miała ochotę udusić tamtą dwójkę.
Tak bezczelnie przerywać... W takim momencie!
Gryfonka zeszła z Wieży Astronomicznej i skierowała się do łazienki. Mijała ciemne korytarze, aż w końcu dotarła do łazienki Jęczącej Marty. Usiadła na parapecie i zaczęła powoli rozmyślać nad tym, co miało miejsce kilkanaście minut temu. Harry był naprawdę fajnym chłopakiem, więc to nic złego, że jej się podobał. Musiała z nim porozmawiać, i to jak najszybciej...

Okazja temu natrafiła się szybciej niż myślała. Bo już wychodząc z łazienki zobaczyła, jak wcześniej wspomniany chłopak idzie korytarzem. Podbiegła do niego i przytuliła go.  Czuła się dobrze w jego otoczeniu. Z nim czuła się szczęśliwa...
I teraz chciała go o coś poprosić. Ale czy nie wyjdzie na głupią? Warto sprawdzić.
 - Harry... Ja chcę zapytać... Nie chcę wyjść na głupią. Nie chcę narażać naszej przyjaźni przez moje zachcianki. Ale muszę wiedzieć... Harry, czy chcesz być moim chłopakiem? - zapytała, ale widząc jego minę szybko dodała
 - Przepraszam, wyszłam na idiotkę. Już się nie będę odzywać, bo tylko się pogrążę... - mruknęła i szybko poszła w kierunku schodów. Jednak zanim tam dotarła, za rękę złapał ją Harry.
Pocałował ją szybko w policzek i powiedział z uśmiechem
 - Hemiona... Oczywiście, że chcę być twoim chłopakiem. Tak właściwie to trochę mi głupio, że dopiero teraz zobaczyłem, że coś jest między nami... - powiedział, ale dalsze słowa uniemożliwiła mu Gryfonka, która ponownie się do niego przytuliła. Chciała jego bliskości... A teraz ?
     Była szczęśliwa, bo właśnie udało jej się zostać dziewczyną Złotego Chłopca. Co w tym złego?
Ponownie podziękowała losowi za szansę, którą rzetelnie wykorzystała.
Bo jak żyć, to po całości, prawda...?

*****


Przez dwa dni nic nie wrzucałam... Ale teraz biorę się do roboty i zaraz piszę kolejną miniaturkę :)
Postanawiam także coś zmienić. Mianowicie podpis :)
Już nie vphelps a 

~Blue Raven

24 października 2015

Neville i Luna

    Neville biegł przez Hogwardzki korytarz. Trwała wojna, wszędzie widział walczące osoby. Ten widok nie należał do przyjemnych.
Gdzieniegdzie widział także martwe ciała. A to było jeszcze gorsze.
Szukał pewnej dziewczyny. Myślał, że spotka ją przy Pokoju Wspólnym Krukonów, jednak nie było jej tam.
Neville wiedział, że może nie przeżyć jutra, więc już teraz chciał coś powiedzieć Lunie.
    Krukonka była dla niego taka miła, napewno nie odmówiłaby pomocy mu. Neville'a zaczarował jej charakter, jej postawa.
Choć dla większości Luna była po prostu dziwadłem, dla niego była fantastyczna, taka inna niż wszyscy.
Biegł na oślep wypytując każdego czy nie widział blondynki. Neville skierował się do Wielkiej Sali, szukał jej tam. I wreszcie ją zobaczył. Dzielnie walczyła z jakimś Śmierciożercą, a ten ewidentnie dominował nad dziewczyną. Gryfon wyciągnął różdżkę, rzucając Drętowotę na przeciwnika. Teraz walczyli ramię w ramię pokonując kolejnych popleczników Voldemorta. W końcu, gdy chyba mogli pozwolić sobie na chwilę wytchnienia Neville pozwolił sobie na wypowiedzenie tego, co od tak dawna ciążyło mu na sercu. Wziął Lunę za rękę i powiedział szybko
- Luna... Ja szaleję za tobą! Jeśli nie przeżyję jutra to chciałbym, abyś to wiedziała. - powiedział jej. Ta patrzyła tylko na niego zaskoczona.
    Chłopak nie chciał tak stać. Pochylił się i złożył na ustach Krukonki delikatny pocałunek. Ten gest został jednak szybko przerwany. Po chwili musieli znowu rzucić się w wir walki. W jakimś momencie zostali rozdzieleni. Luna szukała długo Neville'a. Jednak nie udało jej się to. Dopiero pod koniec, gdy Harry ostatecznie zabił Lorda Voldemorta znalazła chłopaka. 
    Gryfon leżał nieprzytomny. Na jego piersi i brzuchu rysowały się głebokie rany. Krukonka spojrzała na nie z przerażeniem. To zdecydowanie mogły być śmiertelne obrażenia. Ale on nie mógł umrzeć. Nie mógł jej teraz zostawić. Nie teraz...
Luna zaczęła wyszeptywać wszelkie zaklęcia uzdrawiające, jakie tylko znała. Spojrzała na chłopaka
- Neville, błagam... - powiedziała cicho.  Po jej policzkach spłynęły słone łzy. Nie oddychał...
Opadła na kolana... Ukryła twarz w rękach. Chciała umrzeć. Teraz, tutaj. Razem z nim.
    Ale w tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewała.
Neville ocknął się. Najpierw rozglądał się nieprzytomnie, potem skupił swój wzrok na stojącej przed nim dziewczynie. Wyglądała na przerażoną. Słyszał jej cichy szloch. Spróbował coś powiedzieć, jednak nie udało mu się. Zdobył się jednak na mały gest. Wyciągnął rękę i dotknął lekko jej ramienia.
Luna rozejrzała się i spojrzała na chłopaka, który siedział przed nią. Najpierw z niedowierzaniem a potem z niemym zachwytem. Rzuciła się na niego, zamykając go w uścisku.
- Oh Neville... - Szepnęła. Dopiero teraz zrozumiała, jak Neville jest jej bliski. To w takiej sytuacji rozumie się prawdziwą miłość...
-Kocham cię Luna - powiedział, patrząc jej w oczy.
- A ja ciebie, Neville... - odparła. Wszystko ładnie i pięknie, gdyby nie fakt, że niektórzy Śmierciożercy dalej walczyli. Gryfon z Krukonką pobiegli by pomóc. Ostatecznie, oczywiście, wygrali wojnę.
Dla Neville'a to było śmieszne. Najlepsze wspomnienia miał związane z wojną... Ale każdy ma własny gust, prawda?

Parring na zamówienie i dedykacją dla Klaudii. Mam nadzieję, że Nuna Ci się spodoba. Zachęcam także do komentowania naszych postów.

-vphelps

Hermiona i Ginny

Hey, witam. To opowiadanie dedykuję Sly, która mi tak pomaga...
Dziękuję... 
Pisząc miniaturkę inspirowałam się tą piosenką  https://www.youtube.com/watch?v=u3dkVk3F57c


Dwie Gryfonki siedziały w Pokoju Wspólnym dumając nad wypracowaniem z Obrony Przed Czarną Magią. Profesor Snape był po prostu kochany zadając im 4 i pół stopy do napisania. Hermiona pomagała Ginny jak mogła, bowiem bardzo lubiła swoją przyjaciółkę. Właściwie Ginny była jej jedyną przyjaciółką. Z nią rozumiała się jak z nikim.
Jednak od pewnego czasu starsza z Gryfonek czuła się jakoś inaczej. Co chwila przyłapywała dziewczynę na ukradkowych spojrzeniach w jej kierunku.  Ale nie... To nie mogło być... Prawda ?
Postanowiła nie myśleć i tym. Przecież Ginny była dla niej jak siostra. Jednak fakt, że ostatnio inaczej się zachowywała był dość zastanawiający.
  
                         *****
Ginny szła korytarzami Hogwartu kierując się do Wielkiej Sali na obiad. Weszła do pomieszczenia wypatrując wszędzie pewnej Gryfonki.  Nie wiedziała, jak jej to powiedzieć. Od jakiegoś czasu czuła bowiem do Gryfonki coś więcej niż przyjaźń. Nie  chciała tego uczucia. Nie myślała o tym jak o miłości.
Chciała to zdusić w sobie. Udawać, że niczego nie ma. Ale to było trudne... Wiedziała, że musi sobie poradzić. W końcu ma Harry'ego... Ale czy to uczucie do niego było miłością? Tego nie była pewna.
W końcu Ginny odnalazła wzrokiem przyjaciółkę. Poszła w jej kierunku i usiadła obok starszej dziewczyny.
-  Hej Ginny. - powiedziała Gryfonka
- Hej Hermiono. - odparła, chcąc brzmieć naturalnie. Jednak nie wychodziło jej to dobrze. Hermiona popatrzyła na przyjaciółkę i uśmiechnęła się niepewnie.
- Ginny... Możemy pogadać? - zapytała cicho. Do pierwszej lekcji zostało im jeszcze trochę czasu.
- Tak, możemy. Chyba nawet musimy... Możemy wyjść? - Młodsza z dziewczyn podniosła się ze swojego miejsca. Hermiona poszła jej śladem. Przeszły kawałek korytarza i zniknęły w jednej z pustych sal. Usiadły na jednej z pustych ławek. 
 - A więc ? O co chodzi, Ginny ? - Zapytała starsza dziewczyna. 
Ginny chciała jej wszystko wyznać, opowiedzieć jej. O tym uczuciu, które sprawia, że przy Hermionie jest jej po prostu lepiej.  I teraz, tutaj Ginny była niemal pewna tego, co chce powiedzieć.
Ale bała się, że straci przyjaciółkę... Bo nie wiedziała, jak może zareagować Gryfonka. Zezłości się na nią i powie, że oszalała? A może wręcz przeciwnie, przytuli ją i powie, że czuje to samo? To był najwyższy czas, żeby się przekonać. Oddychała głęboko, aż w końcu powiedziała to. Powiedziała jej, co czuje...
 - Hermiono... Posłuchaj mnie, tylko tego teraz chcę... - Zaczęła dziewczyna
 -  Nie chcę Harry'ego... Dopiero teraz zrozumiałam, że on nic dla mnie nie znaczy. To z kimś innym czuję takie... Takie coś. To nie Harry jest moją najbliższą osobą, choć wiem, że coś dla niego znaczę.
Widzę, jak on na mnie patrzy... Ale ja nie chcę tego uczucia. Od jakiegoś czasu pragnę... 
Pragnę tylko Ciebie, Hermiono... - To ostatnie zdanie niemal wyszeptała. Co teraz ? Jakiej reakcji się spodziewać ? I stało się najgorsze, co mogła sobie wymyślić. Hermiona milczała...
Wolałaby, żeby zaczęła krzyczeć. 
Bo każde emocje, nawet te negatywne pokazują, że coś się do kogoś czuję. Choćby nienawiść. To też jakieś uczucie. Ale najgorsza dla Ginny była ta cisza... Czuła, jakby ta miała nigdy nie minąć.
 W końcu powiedziała, czując na oczach słone łzy
 - No... powiedz coś. Proszę... - szepnęła. Ale Hermiona nadal siedziała, jakby jej nie usłyszała. W końcu Ginny nie wytrzymała. Wyszła z klasy i pobiegła do łazienki. Teraz nikt nie może jej zobaczyć. Nie w takim stanie. Gdy już znalazła się w łazience usiadła na wysokim parapecie i po prostu zaczęła płakać. Wszyscy myśleli, że Ginny to taka dziewczyna, która nigdy nie płacze. Ale to była nieprawda... W takich momentach jak ten czuła, że nie pozostawało jej nic innego...
    Po jej policzkach spływały łzy... Nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Więc po prostu siedziała na tym pieprzonym parapecie. Nie chciała stąd iść. Po kilku godzinach ten parapet wydawał jej się wygodnym fotelem...  Ale to nie było ważne. Ważne dla Ginny były teraz jej uczucia.
A te właśnie rozrywały ją od środka. To tak bardzo bolało...
 - Hermiono... - wyszeptała. Tak lubiła powtarzać imię przyjaciółki. Było jej tak bliskie. Zamknęła oczy, a to jedno imię zastygło na jej ustach. Nagle poczuła się bardzo źle... Tak jakby ktoś potraktował ją Cruciatusem. Ta klątwa nigdy nie dotyczyła jej samej, ale tak właśnie wyobrażała sobie to uczucie... Po kilku minutach ogarnęła ją pustka, ciemność. Teraz leżała nieprzytomna na parapecie w łazience. Oryginalnie, co ?


*****

 - Pani Pomfrey... Czy ona z tego wyjdzie ? Pani jest w stanie ją uleczyć... Prawda ? - Pierwsze co usłyszała to błaganie swojej... Przyjaciółki? Czy teraz mogła ją tak nazwać ? 
Ginny wydała z siebie coś pomiędzy jękiem a westchnieniem. Hermiona szybko podeszła do Ginny. Złapała ją za rękę i szepnęła do niej z niepewnością w głosie
 - Ginny? - ledwo dosłyszalne błaganie w jej głosie skłoniło Ginny do odpowiedzi. Jednak było to trudne. Nie wiedziała, od kiedy znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Młodsza z dziewczyn powoli uchyliła powieki. Otaczała ją biel, która raziła w oczy.  Zamiast słów tylko mocniej ścisnęła dłoń przyjaciółki. Chciała jej pokazać, że nic jej nie jest. Jednak wcale się tak nie czuła. 
Pomimo bliskości Hermiony wiedziała, że nadal nic dla starszej Gryfonki nie znaczy. Była tylko przyjaciółką, a to bolało bardziej niż to, co czuła wczoraj w łazience.  A właśnie... Co to kurczę było?
Hermiona chyba wyczuła ruch przyjaciółki, bo powtórzyła jej imię 
 - Ginny? Ty... żyjesz. - odparła z ulgą w głosie. Chciała teraz przytulić dziewczynę, ale nie była pewna, czy jej stan na to pozwoli. A poza tym, po tym, co działo się wczoraj nie była pewna, jak ta zareaguje... 
 Pani Pomfrey wyprosiła Hermionę, by zbadać Gryfonkę.
Po rutynowych badaniach stwierdziła tylko, że to co się stało było dosyć zagadkowe. Potem ponownie pozwoliła Hermionie wejść. Ginny była pewna, że to jest czas na rozmowę. Chociaż nadal nie czuła się na siłach, wiedziała, że ta rozmowa nadejdzie prędzej czy później. Z dwojga złego wolała pierwszą opcję... Hermiona szybko usiadła na brzegu jej łóżka, zaczęła się tłumaczyć ze swojeo ostatniego zachowania. 
 - Ginny... Przepraszam. Naprawdę, ja nie chciałam się tak zachować. Ale ty mnie bardzo zaskoczyłaś. Co prawda widziałam twoje spojrzenia, ale myślałam, że to nic takiego. Teraz już wiem, i jest mi naprawdę głupio. Wybaczysz mi ? - zapytała kończąc swój monolog.
 Ginny nadal była słaba,ale zdobyła się na jedno słowo
 - Tak. - szepnęła. Poczuła, że Hermiona przytula się do niej. To było takie przyjemne. 
Ale świadomość, że Hermiona jej nie chciała była przytłaczająca... 
Ale czy po tym wszystkim coś miało się zmienić ? No cóż... Czas pokaże, bo narazie dla Ginny zostało tylko staranie się o miłość panny Granger. Teraz tylko na tym jej zależało. Teraz to się liczyło... Nic więcej, tylko one...


23 października 2015

Jily

Rodzidział dedykowany Vphelps, która pomagała mi w pisaniu tego opowiadania :* i wszystkim którzy to czytają. 
 ***

Chciałbym wiedzieć
Nie powinienem był się w niej zakochiwać
To był wyłącznie problem aż do teraz
Nie powinienem zakochiwać się w ogóle
Ale nie mogłem się powstrzymać
Kto daje jej prawo,
Aby rozrywać moje życie?
Jak ona śmie być tak doskonała?
Jak sobie na to zasłużyłem?
Nigdy nie pozwolę jej odejść
Jak ona śmie być tak doskonałą?
   ~My darkest day-Perfect~
****
James Potter siedział w dormitorium. Myślał o Lily Evans. Tak byli teraz przyjaciółmi. Obiecał, że już nie będzie starać się zaprosić ją na randkę. Ale nie mógł o niej zapomnieć. On też miał uczucia. Kiedyś po prostu starał się ją poderwać, ponieważ ona jako jedyna nie chciała z nim być. Teraz wiedział już, że swoim zachowaniem tylko tracił w jej oczach. W połowie szóstego roku raczął się dokładniej przyglądać dziewczynie. Wiedział, że była naprawdę dobrą i wierną przyjaciółką. Dokładnie znał sposób w jaki mróżyła oczy gdy myślała.  Marzył by kiedyś jej zielone oczy spojrzały na niego z chociaż odrobiną przyjaźni. Już dawno stał siebie sprawę, że nie może liczyć na więcej. Myślał, że wiedział o dziewczynie wszystko, ale nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna też już nie czuję do niego tego samego co kiedyś.
Nie, nie była w nim zakochana. Lubiła go. Sądziła nawet, że gdyby zaprosił ją na randkę zgodziłaby się. Niestety chłopak zaczął się od niej odsuwać. Zdawała sobie sprawę, że jest wojna i Gryfon prawdopodobnie martwi się o swoją rodzinę, ale on naprawdę wcale się do niej nie odzywał. Przyłapywała go tylko czasem jak obserwuję ją zamglonymi oczami. Dziewczyna poszła do Pokoju Wspólnego. Usiadła na kanapie przy kominku. Jako, że była już 22.00 Pokuj był prawie pusty. Dziewczyna zapatrzyła się w ognień, który radośnie palił się w kominku. Nie zauważyła gdy ktoś usiadł koło niej. Był to Aleksander Walst nie znała go zbyt dobrze. Wydawał się jej bardzo tajemniczy z czarnymi włosami, ciemną cerą i zielonymi oczami. Rzadko się odzywał ale Gryfonka wiedziała, że dobrze się uczy. Chłopak zaczął rozmowę. Na początku oboje byli podchodzili do siebie z dystansem im dłużej rozmawiali tym przyjaźniejsza była ich rozmowa. Lily właśnie śmiała się z żartu Alca i nie zauważyła, że do Pokoju Wspólnego zszedł James. Gdy zobaczył dziewczynę i to jak Gryfonka patrzy na chłopaka poczuł, jakby ktoś go uderzył.
Lily zaprzyjaźniła się z Aleksandrem. Po jakimś czasie zostali parą. James udawał, że wcale go to nie obchodzi i poświęcał czas przyjaciołom.
Po opuszczeniu szkoły Huncwot został aurorem. Lily i Aleksander nadal byli razem i planowali wspólną przyszłość. Pewnego dnia była Gryfonka dostała anonimową wiadomość, że James nie żyje... Jego ostatnimi słowami było: "zawsze ją kochałem"

~Sly

Sevmione

    Hermiona przemierzała ciemne korytarze Hogwartu kierując się w stronę lochów. Teraz czekała ją ostatnia lekcja tego dnia, mianowicie eliksiry.
    W tym roku czekały ją SUMy i chciała dobrze zdać testy z eliksirów. Szła w zamyśleniu, gdy jakiś Ślizgon popchnął ją, i zapewne upadłaby gdyby nie najbliżej przechodząca osoba.
Poczuła, że ktoś łapie ją i ratuje przed upadkiem.  Chcąc podziękować osobie, która jej pomogła, spojrzała na nią.
Szybko pożałowała, gdy dowiedziała się, że złapał ją... Profesor Snape.
- Dziękuję, panie profesorze... - odparła po czym jak najszybciej ruszyła w kierunku klasy.  Hermiona miała nadzieję, że profesor w żaden sposób nie wspomni jej o tym.
Zajęła swoje miejsce, na końcu klasy. Otworzyła podręcznik i zaczęła czytać zadany rozdział. Po kilku minutach Snape zaczął zadawać pytania dotyczące tekstu. Hermiona za każdym razem gdy ktoś nie znał odpowiedzi szybko ją mówiła, co po pewnym czasie zirytowało profesora
- Granger ! Przestań popisywać się przed klasą swoją "wiedzą"... Gryffindor traci 5 punktów! - warknął, a entuzjazm Hermiony przygasł. Po teorii nadszedł czas na praktykę. Na dzisiejszych zajęciach mieli uwarzyć Veritaserum.
Był to mocno skomplikowany eliksir, więc Gryfonka dziwiła się, że robią go już na 5 roku...
   Po godzinie stwierdziła, że jej eliksir nie wygląda źle. Był przezroczysty, unosiły się nad nim lekkie obłoki. Jednak gdy profesor podszedł do jej kociołka skomentował tylko zgryźliwie
- Oj Granger... Ty to masz poczucie humoru. Chcesz mnie rozśmieszyć tym swoim marnym eliksirem? - zapytał ironicznie.
  Gryfonka spojrzała na niego wyzywająco. Miała dość tych komentarzy. Była pewna, że jej eliksir nie jest taki zły...
Już chciała odpyskować, jednakże zanim to zrobiła Snape już zrobił jej na złość.
- Szlaban, Granger. Dzisiaj o 20 stawisz się w lochach. Będziesz czyściła kociołki. -  warknął, patrząc na nią z satysfakcją.
Hermiona po skończonych lekcjach szybko zabrała się za odrabianie pracy domowej. Musiała napisać wypracowanie z Transmutacji.
  Napisała już prawie 4 stopy pracy. Gdy skończyła  zdjęła mundurek a na jego miejsce pojawiły się jasne spodnie i brązowa obcisła koszulka z krótkim rękawem.
     Gdy stwierdziła, że jest gotowa wyszła z dormitorium i zmierzała w kierunku lochów. 
W klasie czekał już na nią profesor Snape. Hermiona była gotowa na zadanie, które na lekcji polecił jej nauczyciel. Mianowicie miała czyścić kociołki.
Już chciała poprosić profesora by pokazał jej przedmioty, które miałby być wyczyszczone, ale on powiedział, zanim zdążyła cokolwiek zrobić
 - Nie będziesz czyściła kociołków Granger. Powinnaś robić coś dla cudzego pożytku. I zrobisz... Dla mojego. - po czym uśmiechnął się obrzydliwie.
 Dziewczyna zanim zdążyła zareagować została przyparta do ściany przez  Mistrza Eliksirów. Ten zaczął ją dotykać... T nie było przyjemne uczucie, o nie. Zaczęła się bronić, krzyczała, drapała, próbowała  uderzać.
    Jednak głęboko w lochach nikt nie usłyszał jej krzyku...

*****

Hermiona siedziała zamknięta w łazience. Znowu miała koszmary... Te dzień powtarzał się dla niej codziennie. Każdego dnia cierpiała coraz bardziej. Dzisiaj już nie wytrzymała. Oparła się o zimne kafelki. Uczucie chłodu będzie ostatnim, jakie poczuje. 
Sięgnęła po swoją różdżkę. Ta była jej tak bliska przez te lata... Była jej częścią. Teraz już nigdy jej nie dotknie. Tyle razy w mugolskim świecie czytała o samobójstwach. Co prawda, nigdy nie myślała, że i ona to zrobi. Jednak pewne okoliczności teraz przeważyły. Sięgnęła po żyletkę. Myślała teraz o wszystkim. O Harrym, Ronie, Ginny, rodzicach, Snape'ie... Teraz już nic jej nie powstrzyma. 
I powiedziała ostatnie słowa
 - Przepraszam... - zamknęła oczy. 
Przyłożyła ostrze do lewego nadgarstka. Następnie zagłębiła je w skórze i przesunęła po ręce. W oczach stanęły jej łzy bezsilności. Bolało... Cholernie bolało. Jednak nie był to ból fizyczny, ale psychiczny. Upadła. Patrzyła, jak z nadgarstka sączy się krew. Czuła się tak, jakby razem z krwią wypływały wspomnienia, problemy, wszystko... Zamknęła oczy, a na jej twarzy zagościł błogi uśmiech. Teraz nie martwiła się już niczym. Aż wreszcie zamknęła oczy. I już nikt nigdy nie zobaczył brązowych oczu panny  Granger. Już nie...

-vphelps

22 października 2015

Drarry


 Draco spacerował korytarzami Hogwartu. Czuł, że jego życie się rozpada. Wojna go niszczyła. Zmienił strony dla Harry'ego. Opuścił rodzinę i przyjaciół właśnie dla Złotego Chłopca. Czy uważał decyzję za słuszną? Tak, wiedział, że Czarny Pan jest psychopatą i jego cele nie były słuszne. Ale czuł się tak bardzo opuszczony. Miał Harry'ego, którego kochał najbardziej na świecie ale czuł, że po jasnej stronie nikt go nie akceptował. Nikomu o tym nie powiedział ale tak naprawdę nocował teraz w Pokoju Życzeń. Nie chciał nocować w Pokoju Slytherinu, wiedział, że jego współdomownicy nie przyjęli by go dobrze. Nie mógł przebywać także w Pokoju Gryffindoru ponieważ Gryfoni nadal mu nie ufali. Z roztargnieniem pogładził lewy nadgarstek. Widniało na nim kilka blizn. Wiedział że to głupi i mugolski sposób ale to dawało mu ulgę. Jakby razem z wypływającą krwią uciekały jego problemy. Udał się do Pokoju Życzeń. Pomieszczenie wyglądało jak jego sypialnią w Malfoy Manor. Spojrzał na biurko na, którym leżało pióro, pergamin i nóż. Usiadł za biurkiem i wziął się za pisanie listu. Pożegnalnego. Gdy go skończył sięgnął po nóż. Przyłożył ją do nadgarstka, nie wahał się, dużo o tym myślał. Skrzywił się lekko gdy ostrze przecięło skórę. Patrzył jak krew spływa po jego ręce i ciężkimi kroplami spada na podłogę. Po chwili pociemniało mu przed oczami. Zemdlał i już się nie ocknął. Tego samego wieczoru na łóżku Harry'ego pojawił się list. Brzmiał on tak:
 "Harry
Przepraszam za wszystko, nie wytrzymałem. Zostawiłem Cię samego, ale wiem że dasz radę wygrać te wojnę.
Kocham Cię.
 Draco"

 Witam tak oto pojawił się mój pierwszy post. Wiem, że nie jest idealnie i bardzo krótko...
 ~Sly

Fred i Hermiona

Impreza w Pokoju Wspólnym Gryfonów trwała w najlepsze od kilku godzin. W końcu nie codziennie można zdobyć Puchar Quidditcha, prawda ? Do tego, jutro była niedziela, dzień wolny od zajęć, więc nikt nie przejmował się skutkami dzisiejszej balangi. Prawie wszyscy Gryfoni świętowali.
Ale kto uważał, że zamiast imprezy warto się uczyć? Tylko jedna osoba. Czy muszę przypominać jej imię ? No cóż, Hermiona siedziała przy stoliku w kącie uparcie próbując napisać jakieś wypracowanie.
Pewnie nadal ślęczałaby nad nim, gdyby ktoś nie przysiadł się do jej stolika. Kto ? Weasley. Nie Ron, bo pokłóciła się z nim. Ale Fred. Co on tu robił, czego od niej chciał. Przecież ona pisała wypracowanie!
- No, Hermiono! Chyba nie zamierasz w takim momencie uczyć się! - krzyknął lekko wstawiony chłopak. Odsunęła się, gdy zaproponował jej szklankę z Ognistą Whisky. Nie chciała po alkoholu zrobić czegoś, czego by mogła żałować.
Jednak chłopak nie odpuszczał. Cały czas machał jej szklanką przed twarzą, albo robił coś innego, byle tylko nie mogła się skupić. W końcu odpuściła i wyrwała szklankę chłopakowi. Szybko wypiła jej zawartość i zdenerwowana zabrała swoje rzeczy ze stolika i poszła do dormintorium. Włożyła wszystkie rzeczy do torby, po czym usiadła na łóżku. Pomimo tak niewielkiej ilości Whisky Hermionie już delikatnie szumiało w głowie...
W końcu położyła się do łóżka, próbując usnąć. Ale nie potrafiła. Wkurzona wyszła z łóżka i zrzucając z siebie mundurek założyła coś innego. W końcu nadal pod wpływem trunku Hermiona zeszła znowu do Pokoju Wspólnego.
Pierwszymi osobami, jakie zobaczyła byli bliźniacy Weasley.
Stali niedaleko schodów do dormitoriów Gryfonek. Podeszła do nich uśmiechając się słodko. Nie czuła tego, co robi.
- Cześć, chłopcy! - krzyknęła, uroczo się przy tym obracając.
George szybko zaproponował Hermionie kolejną szklankę Ognistej. Dziewczyna z uśmiechem ją przyjęła. Wypiła szybko, gdy ktoś z końca pokoju krzyknął
- Gramy w wyzwania! Chętni? - okazało się, że był to Lee Jordan.
Dziewczyna z chłopakami ochoczo pokiwała głowami. Poszli w kąt pokoju, gdzie było już kilka osób.
Gryfonka usiadła pomiędzy Fredem a George'm. Kilka pierwszych wyzwań otrzymywały inne osoby. Jednak po kilkunastu minutach rozgrywki padło na nią.
    Hermiona wylosowała wyzwanie.
Treść brzmiała "Pocałuj osobę po twojej prawej stronie".
Dziewczyna od razu spojrzała na Freda, który szczerzył się jak głupi.
  Chcąc wykonać zadanie Hermiona przysunęła się bliżej Freda. Ten już nadstawił policzek. I gdy była już bardzo blisko ten niespodziewanie się odkręcił, co mimo wszystko Hermionie bardzo się spodobało. Wokół dobiegały ją krzyki kolegów. Fred naprawdę dobrze całował, przynajmniej tak uważała. Po chwili, która dla niej mogłaby się nie kończyć, puścili się i grali dalej. Jednak dziewczyna nie chciała już grać. Wydawało jej się, że cały alkohol z niej wyparował.
Poszła do swojego dormitorium. Tak bardzo chciała iść spać...
Jednak po chwili ktoś wszedł do jej dormitorium.
To był Fred...
Nie wiedziała jak wszedł, bo było to prsktycznie niemożliwe ze względu na schody, które wpuszczały tylko dziewczyny. 
Najwyraźniej Gryfon miał swoje sposoby...
Usiadł obok niej na łóżku. Przez chwilę po prostu siedzieli w milczeniu. Jednak nie chcieli tak siedzieć bez sensu. Postanowili, że dzisiaj będą ze sobą, w każdym tego słowa znaczeniu.
Fred pochylił się i pocałował Hermionę. Najpierw delikatnie, aby upewnić się, że nie ma ona nic przeciwko. Ona w żaden sposób nie dała mu znać, że nie chce tego, toteż zabrał się do działania...
Byli ze sobą tak blisko.
Jak nigdy Hermiona jeszcze z nikim nie była... To było spełnienie jej marzeń. Ta chwila była jedną wielką nieskończoną...

                        *****

Rano Gryfonka obudziła się w swoim dormitorium. Szbko poczuła, że nie jest sama. Obok niej leżał pewien rudy Gryfon. A konkretnie Weasley. Przypomniała sobie wydarzenia z tej nocy... Czego chcieć więcej... ?

21 października 2015

Hugo i Lilly

To było uczucie, które miało nigdy nie wygasnąć. Ale czy wszystko zawsze jest prawdą?
           
                          *****
Lily obudziła się w swoim w swoim dormitorium w domu Gryffindoru.
Wnętrze niemal całkowicie pokryte było czerwienią i złotem.
Niedługo miało rozpocząć się śniadanie w Wielkiej Sali.
Gryfonka przypomniała sobie plan na dzisiaj. Najpierw dwie godziny zielarstwa z Puchonami. Jednak na 6 roku, po SUMach niewielu ich zostało. Lily bardzo lubiła te lekcje. Uważała, że profesor Longbottom jest bardzo miły. Potem Eliksiry, następnie Transmutacja i na koniec Zaklęcia.
W końcu po kilku minutach podniosła się z łóżka i poszła się ubrać.
Po kilkunastu minutach ubrana w szkolny mundnurek zeszła do Wielkiej Sali.
 
                            ****
Hugo obudził się, tak jak ostatnio często miał to w zwyczaju, bardzo wcześnie. Wstał i poszedł do łazienki. W lustrze zobaczył 16letniego chłopaka, o ciepłych brązowych oczach,  małym uśmiechu zdobiącym usta. Postanowił przebrać się i szybko zejść na śniadanie. Założył mundurek i przyjrzał się sobie. Fakt, przez ostatnie kilka lat bardzo się zmienił. Jego siostra już skończyła Hogwart, oczywiście, z najlepszymi ocenami. Miała to po matce. Ale on ? Nie sądził, aby znalazła się choć jedna osoba, która zechce mu pomóc. Ale cóż, dość rozmyślań, czas zabrać się do nauki.
Spakował podręczniki, zabrał swoją różdżkę i zszedł na śniadanie do Wielkiej Sali.
Przy stole Puchonów siedziało o tak wczesnej porze niewielu uczniów.  Niektórzy prowadzili ze sobą rozmowy, jednak większość obecnych zatopiona była we własnych myślach. Usiadł z dala od wszystkich.  Zaczął jeść kanapkę z dżemem. Rozglądał się po pozostałych trzech stołach. Przy stole Ślizgonów siedziały, no dobra, prawie leżały dwie osoby. Przy stole Krukonów siedziało najwięcej osób, z najczęściej nosem zanurzonym w książkach. Przy stole Gryfonów było może pięć osób. Hugo pogrążył się w rozmyślaniach, gdy usłyszał kroki. Zobaczył, że w kierunku stołu Gryfonów zmierzała właśnie Lily Potter. Ach, była ona naprawdę fantastyczną dziewczyną. Byli przyjaciółmi, jednakże od pewnego czasu było to dla niego za mało. Dopiero niedawno zaczął zauważać jej urodę, inteligencję, a także chęć pomocy. Stwierdził, że jeszcze zostaną parą. Nie wiedział kiedy, ale tam właśnie miało być. Ku jego zadowoleniu czekały go teraz dwie godziny Zielarstwa z Gryfonami. Wpadł na pewien pomysł.
Lily napewno nie odmówiłaby Hugonowi pomocy, prawda ?
A on ma takie problemy z eliksirami....
Może by mu pomogła? No cóż, warto zapytać.
Po skończonym posiłku chłopak podszedł do Lily, i zadał jej pytanie
- Lily, mam do ciebie ogromną prośbę... Mogłabyś pomóc z eliksirami? Kompletnie ich nie rozumiem. - odparł na jednym tchu. Gryfonka przez chwilę patrzyła na niego, po czym uśmiechnęła się i z radością zgodziła się mu pomóc.
Hugo już nie mógł się doczekać pierwszych korepetycji. Bo kto by był cierpliwy, mając przed sobą taką dziewczynę...
Na zielarstwie profesor Longbottom opowiadał im o różnych roślinach leczniczych, by następnie zaprezentować jedną z nich. Miała duże liście o niebieskim odcieniu, a także duży zielony kwiat pośrodku. Zielarstwo nie było w jego mniemaniu niczym porywającym, jednak było dla niego lepsze niż Eliksiry czy Transmutacja. Na szczęście dzisiaj miał całkiem luźny plan, więc jeszcze dzisiaj po południu miał odbyć pierwszą lekcje z eliksirów.
Pierwsza lekcja minęła dość szybko. Następnie w planie Puchona była lekcja ONMSu z Hagridem.
Hugo rozstał się z Lily przed zamkiem. Ona skierowała się w kierunku lochów na Eliksiry z profesorem Slughornem. Lubiła te lekcje. Mimo podeszłego wieku Horacy był dosyć energicznym czarodziejem, niemal zawsze będąc w dobrym humorze. Szczególnie, gdy lekcje miał z córką Harry'ego Pottera.
Lily weszła do klasy i zajęła swoją ławkę niedaleko biurka profesora. Dzisiaj mieli przygotować próbkę Amortencji. Niewiele osób osiągnęło zamierzony według profesora skutek. Nad eliksirem Gryfonki unosiły się spiralne kłęby pary, co profesor skomentował z uśmiechem
- Tak jest Lily! Co za eliksir! Może powiesz nam, co czujesz? - zapytał Slughorn.  Dziewczyna powoli wdychała zapach eliksiru rozróżniając poszczególne wonie.
- Czuję... - wzięła głębszy wdech
- Czuję kwiaty. Ale też zapach mięty. I... - zamilkła, gdy ostatni z zapachów uderzył ją mocno. To nie było coś, co chciała by powiedzieć.
- I stare książki... - dodała szybko zakrywając twarz włosami.
Musiało jej się wydawać. Ona miałaby czuć zapach Hugona ?
Ale oni byli tylko przyjaciółmi. Ale czy tak to miało wyglądać zawsze ? Czy ona naprawdę chciała TYLKO przyjaźni? To było warte rozmyślenia.
Po chwili lekcja zakończyła się, a Gryfonka wyszła z klasy. Teraz czekała ją lekcja Transmutacji, bardzo lubiła profesor McGonagall, która była jednocześnie jej opiekunką. Lily bardzo dobrze radziła sobie ze zmienianiem przedmiotów w coś innego. Na egzaminach jako jedna z bodajże jedynie czterech uczniów otrzymała Wybitny, z czego była bardzo dumna.
    Podczas lekcji myślami błądziła gdzie indziej, co nie było w jej zwyczaju. Toteż, kiedy pani profesor poprosiła ją o odpowiedź na pytanie zadane klasie Lily ze wstydem musiała przyznać, że nie zna odpowiedzi, co przytrafiło się jej pierwszy raz na owych lekcjach.
   Uff... Potem jeszcze tylko Zaklęcia. Ale moment... No tak! Zapomniała, że dzisiaj umówiła się na korepetycje z Hugo!  Jak najszybciej chciała go znaleźć i porozmawiać. Jednak nie było to łatwe, bo gdy była na schodach te nagle zmieniły swój kierunek, przez co, poza tym, że nie znalazła chłopaka, to jeszcze spóźniła się na lekcje!
   Było jej wstyd, gdy weszła do klasy w momencie, gdy profesor omawiał już team dzisiejszej lekcji.
Jak najszybciej zajęła swoje miejsce w klasie i udawała, że nic się nie stało. Profesor Flitwick omawiał właśnie zaklęcie Aquamenti. Nauczyciel pokazał uczniom odpowiedni ruch różdżką, jeszcze raz powtórzył poprawną wymowę zaklęcia i kazał uczniom, jak to robił prawie zawsze, uczyć się w praktyce. Lily wykonała mały kolisty ruch różdżką, mówiąc wyraźnie
 - Aquamenti! - z jej różdżki wytrysnął mały strumień wody, który skierowała do wskazanego przez profesora naczynia. Tuż po niej kilku innych Gryfonów również uzupełniło naczynie. I tak minęła jej reszta lekcji.  Jako jedna z pierwszych opuściła klasę po zakończeniu zajęć. Było jeszcze dosyć wcześnie. Jednak ona zmierzała w kierunku Pokoju Wspólnego Puchonów. jednak po chwili zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie dokładnie znajduje się wejście do pomieszczenia.
 Poprosiła pierwszą spotkaną Puchonkę, by ta weszła do swojego Pokoju Wspólnego i zawołała Hugona. Ten po chwili już stał w drzwiach.
     Uśmiechnęła się do niego i zapytała
 - To co ? Nasze dzisiejsze korepetycje nadal aktualne ?
 - Nie sądzę, aby coś miało się zmienić. - odparł odwzajemniając uśmiech dziewczyny.
Potem uzgodnili, że za godzinę spotkają się w bibliotece, gdzie Lily postara się wytłumaczyć mu tajniki eliksirów.  Dziewczyna poszła więc do swojego dormitorium, by się przygotować. Z torby wyjęła niepotrzebne podręczniki, i w końcu została jej tylko książka od Eliksirów i pergamin razem z piórem i kałamarzem. Jako, że skończyła już lekcje, nie musiała nosić mundurka. Skorzystała z tego przywileju i założyła na siebie żółtą koszulkę z długim rękawem i dopasowała do tego jasne jeansy. Kiedy stwierdziła, że jest gotowa do wyjścia, zeszła w kierunku Wielkiej Sali, by następnie skręcić w boczny korytarz i otworzyć drzwi do biblioteki.
   W tym miejscu było coś, co ją przyciągało. Być może ten zapach starego pergaminu, który tak lubiła. Może to ta cisza? W końcu w salonie Gryfonów nigdy tak nie było. A i trzy współlokatorki nie należały do cichych dziewczyn... Tak, to miejsce bardzo lubiła.
   Usiadła przy jednym ze stolików, sięgnęła po pierwszą lepszą książkę z półki i zobaczyła, że była to jakaś stara książka, być może nawet jakiś podręcznik, bo na taki wyglądał.
Okazało się, że dotyczył on właśnie eliksirów. Pogrążyła się w lekturze tak, że nawet nie zobaczyła, kiedy Hugo przyszedł i zajął obok niej miejsce.
 - No to jak ? - zapytała, wyjmując podręcznik z torby. Jednak on nie pozwolił jej na to, bo złapał ją za rękę i pomógł podnieść się z miejsca. Nie wiedziała o co mu chodzi, jednak zaufała mu i dała się pociągnąć w stronę korytarza.
Jednak Hugo nie zauważył, jak dziewczyna dyskretnie chowa pewną książkę do swojej torby.
Hugo ciągnął za sobą Lily, aż w końcu dotarli na siódme piętro. Dziewczyna tylko patrzyła, jak chłopak przechodzi wokół ściany, najwyraźniej intensywnie o czymś myśląc.
    Dopiero po chwili zauważyła, że na ścianie, przed którą stał Hugo zaczęły formować się drzwi. Podeszła do nich, a w końcu razem z Puchonem przeszła przez drzwi.
Pomieszczenie wyglądało dość przytulnie. Nie było jakieś ogromne, ale wręcz małe. Ogień w kominku wesoło potrzaskiwał co jakiś czas. Naprzeciw niego stała kanapa. Uczniowie usiedli na niej, żadne z nich nie chciało zacząć rozmowy, która była w tym momencie tak ważna la obojga...
 - Hugo, ja.. - zaczęła Lily, ale nagle urwała.  Hugo nie chciał jej słuchać. On po prostu chciał być blisko niej. Zawsze...
Bo po co słowa, gdy oboje wiedzieli, że są niepotrzebne. Wystarczyła wzajemna bliskość, tak bardzo pożądana. Nie ma sensu już udawać. Oni to wiedzieli. Oni to widzieli. W swoich oczach mogli dostrzec te iskierki. Pojawiały się tylko wtedy, gdy byli blisko siebie.
 I to przeważyło nad wszystkim. W jednym momencie stracili poczucie czasu. Jednym, małym pocałunkiem pokazali sobie, że są dla siebie ważniejsi, niż inni by myśleli. 
Co więcej ? To było po prostu uczucie. Takie, które dla wielu już nigdy nie wygaśnie... 

                                 ****


Witam ! Po trzech dniach wreszcie napisałam tą miniaturkę. Wiem, że może nie jest fantastyczna. Ale się starałam i liczę, że jest w miarę ok. W najbliższych dniach pojawi się post od Sly a także jeden ode mnie. Powoli zaczynamy się rozkręcać, i myślę, że pojutrze (23.10) możecie spodziewać się nowego postu.

-vphelps

19 października 2015

Harry i Hermiona cz.2

Fragment z dedykacją dla Sly, która pomaga mi w tym blogu ;*
**

Blade niebo, na które tak lubi patrzeć. Nigdy nie dowie się, dlaczego. Bo jak? Jak zapytać kogoś, kogo już nie ma ?

*****

  Hermiona zeszła na dół w kiepskim humorze. Po tak fantastycznym rozpoczęciu dnia, jakim była chwila spędzona z Harrym przyszedł Ron. Nie powinna się irytować, przecież Weasley to jej przyjaciel. Ale ostatnio był trochę inny. Chodzi taki nachmurzony, wściekły. Pn obrażony na cały świat się znalazł. Podczas wspólnego śniadania Hermiona nie mogła powstrzymać mimowolnych spojrzeń na Złotego Chłopca. Ona naprawdę go lubiła, no dobra, nie tylko lubiła...
  Zamiast jeść śniadanie, które przygotował Harry, bawiła się bezmyślnie widelcem. Po chwili wypadł jej z ręki, kłując Ronalda w rękę.
 - Auuu!!! Co ty robisz Granger! - warknął patrząc na nią wilkiem.
Hermiona poczuła ukłucie w sercu. Przyjaciele nigdy nie mówili na nią Granger. 
 - A ty? - zapytała cicho. Miała wreszcie wygarnąć Ronowi jego ostatnie zachowanie.  
 - Jak TY się zachowujesz Weasley?! Co ty sobie myślisz ? Chodzisz obrażony, nawet nie raczysz nam wyjaśnić o co chodzi! Za kogo ty się uważasz?! Nie myśl sobie, że nie widzę, o nie! - Zaczęła krzyczeć, po czym zamachnęła się, by uderzyć Rona w twarz, jednak ten złapał ją mocno za nadgarstek. 
Hermiona jęknęła z bólu, po czym ucisk nagle zelżał. Odwróciła się i zobaczyła, że Harry rzucił na Ronalda zaklęcie petryfikujące. Teraz była Gryfonka chcąc wyrzucić z siebie całą złość kopnęła Rona w twarz. Czuła, że pod siłą uderzenia łamie mu nos. Ale nie miała wyrzutów sumienia...
Wobec niego wyzbyła się w tym momencie wszelkich emocji.
  Mocno wkurzona pobiegła na górę do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi po czym usiadła na łóżku. Jak ten chłopak mógł ją tak potraktować ?!
Nie dane było jednak dziewczynie rozkoszować się samotnością, gdyż po chwili do jej pokoju przyszedł Harry
 - Wszystko ok ? -zapytał z troską w głosie patrząc na smutną twarz Hermiony.
- Nie, Harry. Nic nie jest ok. Co się w ogóle dzieje z Ronem ? Jak on się zachowuje ? -zapytała, po czym położyła się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę.
Chłopak podszedł do niej niepewnie, nie wiedząc jaka będzie jej reakcja. W końcu rano mocno się do siebie zbliżyli, jednak teraz trochę się zmieniło. Usiadł na łóżku, po czym położył rękę na jej plecach. Chciał to zrobić w geście pocieszenia, jednak już po chwili Hermiona podniosła się i oparła o ramię Harry'ego.
 Tak się cieszyła, że w tym momencie on tu jest. Z nią. Harry popatrzył w oczy dziewczyny. Ona również podniosła głowę i dotknęła policzka Harry'ego.
Ten niewinny gest sprawił, że w Harry'emu zrobiło się gorąco.
Była Gryfonka przysunęła się bliżej Harry'ego, a on nie opierał się, gdy dziewczyna złożyła lekki pocałunek na jego ustach. To sprawiło, że Harry tylko pogłębił swoje pragnienie wobec dziewczyny.  I już po chwili nie mieli żadnych hamulców. To działo się tak szybko. W jeden dzień stali się sobie bliźsi niż przez ostatnie 7 lat. I teraz już nic ich nie powstrzymało. Ron leżał nieprzytomny w kuchni, Stworka już tu nie było, co teraz może im przeszkodzić w tym, czego oboje pragną?
- Nie  chciałbym przeszkadzać, Granger. - powiedział ktoś od strony drzwi złośliwym głosem. Hermiona i Harry odskoczyli od siebie przerażeni, ale jak się okazało w drzwiach do jej pokoju stał sobie tylko najmłodszy z Weasley'ów.
Gdyby mogła, w tym oto momencie by go zabiła. Jak on śmiał wparować do jej pokoju w takim momencie ?!
Jednak Ron jakby nie robiąc sobie nic z tego, co właśnie im przerwał po prostu bezczelnie się na nich gapił.
Hermiona nie zwracając uwagi na nic rzuciła się na rudzielca ze swoimi małymi łapkamk, jakby z nadzieją, że coś w ten sposób osiągnie. Zamiast tego wzięła szybko swoją różdżkę. Krzyknęła pierwsze, co przyszło jej na myśl.
-Expelliarmus! - krzyknęła, a różdżka chłopaka szybko trafiła do jej ręki. Zobaczyła ją, i nagle coś w niej drgnęło. To nie była różdżka Rona.
To był Mafoy...
A i po kilku minutach zobaczyła, że zwykle mocno rude włosy Rona są jaśniejsze, aż w końcu zmieniły się na całkowity blond. Jego twarz zmieniła kształt, podobnie jak cała sylwetka. Teraz przed nią stał Draco Malfoy.
- No nareszcie. Myślałem, że się nie domyślisz... - powiedział, leniwie przeciągając sylaby.
Ale zaraz zaraz... Skoro Malfoy był tu... To gdzie na gacie Merlina był Ron?
Nie zważając na Hermionę, Draco podszedł do Harry'ego. Chyba szepnął mu coś na ucho. Harry po chwili powiedział do dziewczyny
- Miona... Muszę iśc. Z Malfoyem. Chcę zabrać Rona.
- Harry, ale gdzie on jest? - zapytała cicho. Ale on tylko pokiwał głową i wyszedł za Draconem.

***
-Dobra Malfoy, mów czego chcesz.- warknął Harry, ale blondyn tylko się uśmiechnął i przysunął bliżej Harry'ego.
-Oj, Potter, ja chcę Ciebie. W swoim domu. Szlama ma Weasleya, a ja mam ciebie za służkę. Coś jeszcze? - zapytał, uśmiechając się złośliwie Draco.
- Hermiony... Ja chcę tylko Hermiony. - powiedział Harry jakby z oddali. Jego głos był cichy i niepewny, jakby nie wiedział, czy to, co robi jest dobre.
Ale Draco już go nie słuchał. Szarpnął go za rękaw koszulki i po chwili teleportowali się do Malfoy Manor, gdzie rzekomo był Ron.
Rezydencja Malfoy'ów była bardzo duża, a Harry idąc do niej ścieżką rozglądał się z zaciekawieniem. Jednak nie napatrzył się za bardzo, bo Malfoy szybko wepchnął go do swojej posiadłości. Weszli przez bogato zdobione drzwi, a następnie przeszli długi, ciemny korytarz, by następnie znaleźć się w przestronnym salonie. Draco wezwał jakiegoś skrzata domowego, który po chwili przyprowadził do salonu Rona. Weasley wyglądał okropnie. Wielkie cienie pod oczami i zmęczony wzrok pokazywały, że od dawna nie spał. Siniaki na rękach i podbite oko też nie świadczyły dobrze. Harry cieszył się, że przyjaciel przynajmniej jakoś kontaktuje z nim, bo Ronald patrzył na niego zawzięcie. Po chwili Malfoy razem z Ronem zniknęli by pojawić się w tym samym momencie na Grimmauld Place pod numerem 12.
Hermiona słyszać trzask tak charakterystyczny dla teleportacji szybko zbiegła na dół po schodach, omal się nie potykając. Widząc Rona ledwie stojącego przytuliła się do niego mocno. Jednak nigdzie nie zauważyła Harry'ego.
- Ron, gdzie jest Harry? - zapytała przyjaciela, a ten tylko wybełkotał
- Zstaał y Malfooya. - odpowiedział, a Hermiona nie wiedziała co to znaczy. Harry został u Malfoya? Ale po co ? Dlaczego?
Nie wiedziała, że zrobił to, bo wierzył, że z Ronem będzie szczęśliwsza.
    Tak naprawdę się nie pomylił, bo po kilku latach wzięli ślub. Mieli dzieci. Ale Hermiona zawsze będzie pamiętała słodkie chwile w towarzystwie Złotego Chłopca. Bo kto zapomni o czymś takim?



A oto jest! Pierwsza skończona przeze  mnie miniaturka. Wiem, że jest krótka, ale od jutra razem ze Sly zaczniemy się rozkręcać i mam nadzieję, że posty będą pojawiały się często.
Jeśli Harrmione Wam się podobało lub też nie to zostawcie komentarze, bo Wasza opinia jest dla nas ważna!

-vphelps

Harry i Hermiona. Część 1

To było jak niekończący się sen. Jak podróż w miejsce, którego nie ma.
W tych momentach odczuwa się tylko wewnętrzną pustkę, której nie można w żaden sposób zapełnić. Tylko oni mogli jej pomóc. Tylko wtedy czuła się dobrze...
*****

   Hermiona nie pierwszy raz obudziła się z krzykiem, który zamarł na jej ustach. 
Wiedziała, że nic by nie zrobiła z tym, co się z nią dzieję. Po prostu musiała przeżyć wojnę, a ta jak nic zmienia ludzi. Teraz postanowiła wrócić do Hogwartu. Chciała zdać Owutemy i wieść spokojne życie. Ale czy takie jest możliwie, gdy jest się najbliższą osobą dla Złotego Chłopca, Tego, który zabił samego Lorda Vodemorta?
   Dziewczyna podniosła się z łóżka, po czym podeszła do niewielkiego lusterka zawieszonego na ścianie i zlustrowała swoje odbicie.
Westchnęła cicho, gdy zobaczyła swoje zmęczone oczy. Były w brązowym odcieniu. Trochę jak czekolada. Ale czy to ważne? Sińce pod oczami, które były skutkiem nieprzespanych nocy zaczęły znikać. Hermiona wierzyła, że z każdym dniem będzie z nią coraz lepiej.
   Odgarnęła z oka kosmyk włosów, który wydostał się z włosów, które miała związany w luźny kucyk. Poczuła w sobie tę okropną pustkę, jaka wypełniała ją od tygodni.
   Co będzie, jeśli ta pustka nigdy nie przeminie ? Jeśli będzie skazana na to okropne uczucie, że już nic jej nie czeka? Stała by tak zapewne jeszcze długo, gdyby nie fakt, że ktoś zapukał do jej drzwi.
 -Hermiono.. Nie chciałem ci przeszkadzać... - usłyszała głos. W lustrze widziała odbicie swojego najlepszego i tak naprawdę jedynego przyjaciela. Harry Potter stał w drzwiach jej pokoju, niepewnie na nią patrząc.
 - Nie Harry, nie przeszkadzasz. - Odparła, podchodząc do niego bliżej. Sięgnęła ręką do przyjaciela, po czym delikatnie go objęła.  Nawet nie wiedziała, że ten przyjacielski gest wywołał burzę emocji w umyśle Harry'ego.
Złoty Chłopiec nie był w stanie jej tego powiedzieć, ale od długiego czasu coś do niej czuł.
I to nie było zwykłe, przyjacielskie uczucie...
 Odwzajemnił uścisk przyjaciółki, przytrzymując ją dłużej, niż by tego chciał.
    Gdy czuł jej dotyk, było mu tak dobrze. A tam..  Dobrze - To było dla niego uczucie niemal nie do opisania! Wtulił twarz w jej miękkie włosy...
 -Harry ? - zapytała niepewnie Hermiona, patrząc na przyjaciela. Dziewczyna musiała to zaobaczyć w jego oczach, on naprawdę tego chciał. On chciał jej. Tylko jej.
 -Hermiono ja.. - urwał nagle spuszczając wzrok i przyglądając się z wielkim zainteresowaniem swoim butom. Chciał już coś powiedzieć, gdy Hermiona mocno przylgnęła do niego, zamykając go w swoim uścisku. On odwzajemnił go, przez chwilę pomyślał nawet, że być może dziewczyna czuje do niego to samo, co on do niej, jednak nie miał okazji zapytać, bo w tym momencie dziewczyna zamknęła mu usta pocałunkiem.
  W Harrym wybuchł ogień. Taki, jakiego nie czuł, całując Cho czy Ginny.
Tego nie spodziewał się po Hermionie, że to ona pokaże, jak jej na nim zależy. Chciał wyznać jej uczucia, jednakże ona go wyprzedziła. I to w całkiem miły sposób.
 Odsunęli się od siebie, jednak Harry złapał ją za ręce, patrząc jej w oczy.
 - Hermiono... - szepnął, ale wiedział, że w tym momencie słowa na nic się nie zdadzą. Teraz liczyli się tylko oni. Tu, teraz, mgli stać tu przez wieczność, gdyby nie odgłos zamykanych drzwi. Spojrzeli jeszcze szybko po sobie, po czym Harry wyszedł z pokoju, nic nie mówiąc.
 Po prostu ją tu zostawił, a ona nadal stała oszołomiona tym, co wydarzyło się zaledwie dwie minuty temu. Kto wie, co stanie się, gdy Ron ponownie opuści Grimmauld Place 12 ?