Szesnastoletni Ślizgon siedział wygodnie rozparty na krześle przy biurku. Patrzył wyzywająco na swojego opiekuna, który bacznym wzrokiem wpatrywał się w szerokie drzwi. Te niespostrzeżenie drgnęły,a do środka wsunęła się rok młodsza od chłopaka Gryfonka. Spuściła wzrok i szybko zajęła miejsce w trzeciej ławce tak, że zasłaniała ją barczysta postać Zabiniego. Profesor wstał, mierząc nastolatków chłodnym spojrzeniem. Miał dosyć ich wybryków, doprawdy zachowywali się jak małe dzieci.
- Czy wiecie, dlaczego tu jesteście? - Zapytał, a jego lodowaty głos ciął powietrze jak ostrze. - Pytam, Weasley! - Krzyknął tak, że dziewczyna aż się wzdrygnęła, po czym potulnym głosem powiedziała tylko
- Tak, wiem, panie profesorze. - Głowę wciąż trzymała nisko, nie ośmielając się patrzeć nauczycielowi w oczy.
- Weasley, próbowałaś pozbawić nogi mojego ucznia! To niewybaczalne. A ty, Blaise, zamiast miotać Cruciatusem jak jakiś ciemniak, mogłeś chociaż spróbować uspokoić tą maniaczkę. Rozumiesz, spodziewałem się czegoś więcej po szesnastoletnim Ślizgonie. - Dał nacisk na ostatnie słowo. Bardzo dobrze pokazywał, jak nienawidzi Gryfonów. Miał do nich najgłębszą pogardę i nie szczędził im szlabanów czy odejmowanych punktów. No ale cóż... Gryfoni zasługują na nic więcej. Tym bardziej ktoś, kto zadaje się z takim pomiotem jak Potter! Myśli plączące się po jego głowie jednak nie dały o sobie znać, wyraz twarzy ciągle był u nauczyciela taki sam. Teraz trzeba tylko zastanowić się nad odpowiednią karą dla tej dwójki.
- Zabini, razem z panną Weasley... spędzicie razem trochę czasu. - Dokończył łagodnie, jednak cień w jego oczach wskazywał na to, że nie będą to miłe chwile.
- Na czyszczeniu kociołków, pomożecie też szanownemu panu Filchowi w polerowaniu srebra, jeśli będzie trzeba, urządzicie też sobie małą wycieczkę do Zakazanego Lasu. Jutro, punktualnie o 17 macie stawić się pod drzwiami mojego gabinetu. Jedna minuta spóźnienia to dodatkowa godzina sprzątania. Rozumiecie?! - warknął po czym wyszedł z sali, zostawiając uczniów samych. Nie mając co ze sobą zrobić, Ginny skierowała się do wyjścia. Kiedy była już za drzwiami, pędem puściła się na górę. Nie chciała nikomu nic mówić, więc wpadła jak wichura do dormitorium i szybko położyła się, byle by szybciej zasnąć i mieć ten koszmar za sobą.
Następnego dnia niebo przybrało odcienie szarości, niewiele osób się do siebie odzywało, Krukoni zrezygnowali nawet z czytania podczas śniadania, co mieli robić w zwyczaju. Piętnastoletnia Gryfonka usiadła przy stole razem z przyjaciółmi. Harry niemal zasypiał, oparłszy głowę na ramieniu Rona. Ten także nie dawał oznak jakiejkolwiek aktywności. Hermiona jednak uparcie studiowała podręcznik do eliksirów. Weasley'ówna nagle przypomniała sobie o tym, że już dzisiaj czeka ją szlaban. I to razem z tym baranem Zabinim. Ugh... Jak ona go nie lubiła. No ale... Nie miała tu nic do gadania, szczególnie, że nie chciała już bardziej podpaść Snape'owi. Nadszedł czas na pierwszą lekcję. Zaklęcia minęły dosyć szybko, następnie Obrona Przed Czarną Magią i Wróżbiarstwo. I w końcu ostatnia lekcja. Godzinne zajęcia Eliksirów dłużyły się niemiłosiernie, Snape oczywiście z wielkim zapałem gnębił Gryfonów, odjął im ze czterdzieści punktów, by z okropnym uśmiechem na ustach pożegnać całą klasę.
- Weasley, zostań tu! - Krzyknął, a dziewczyna stanęła jak wryta, po czym niepewnie odwróciła się w stronę nauczyciela.
- Dzisiaj masz się tu zjawić punkt 17. Pamiętasz o tym, mam nadzieję? - Zapytał jadowicie.
- Tak, proszę pana. - Mruknęła i pędem wybiegła z klasy. Udała się do Pokoju Wspólnego. Postanowiła się pouczyć, więc z torby wyjęła gruby podręcznik do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i zaczęła czytać kolejne rozdziały. Nim się obejrzała, minęło sporo czasu. Spojrzała na zegarek, zostało jej niecałe pół godziny. Weszła do dormitorium, zamiast mundurka założyła szarą koszulkę i jasne spodnie. Gdy była już gotowa, wyszła z pokoju i w szybkim tempie udała się do lochów. Trafiła tam na dwie minuty przed wyznaczonym czasem. Westchnęła cicho i zapukała do klasy. Usłyszała zimny głos profesora i cicho weszła do środka. Usiadła w ławce i cierpliwie poczekała na rok starszego chłopaka. Wszedł do sali niemal punktualnie o 17. Usiadł w ławce za nią i cierpliwie czekał, aż nauczyciel powie cokolwiek. Jednak on tylko siedział, patrząc na nich. Kiedy minęło kilka minut, dziewczyna postanowiła przerwać milczenie.
- Too... Co mamy dzisiaj zrobić, proszę pana? - Spytała, patrząc na mężczyznę.
- Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów. - Powiedział. Blaise parsknął śmiechem, a nastolatka zaczerwieniła się. Zapadła się na krześle i spuściła wzrok.
- Macie trzy godziny. Macie wyczyścić te kociołki. - Wskazał na stos za sobą. Odebrał im różdżki i wyszedł z klasy. Młoda Weasley'ówna od razu zabrała się do pracy. Chwyciła wszystkie środki do czyszczenia, jakie mogłyby się przydać i zabrała się do sprzątania. Minęło kilka minut, a jeden kociołek odstawał od reszty, będąc czystym i wypolerowanym.
- Te, Zabini... Rusz swój tyłek i chodź tutaj, szlaban sam się nie odrobi. - Warknęła i wskazała na niewielki stos za sobą. Chłopak niechętnie podniósł się i usiadł na podłodze obok Gryfonki. Chwycił pierwszy lepszy środek do czyszczenia i po chwili kociołek zaczął robić się czystszy. Praca szła im szybko. Nie rozmawiali ze sobą, dzięki czemu w stu procentach mogli skupić się na pracy. Minęło trochę czasu, aż wreszcie wszystko było czyste. Blaise podniósł się z podłogi i usiadł wygodnie na krześle. Ginny także wstała i oparła się o ścianę z tyłu klasy. Po około dziesięciu minutach wrócił Snape, lustrując wzrokiem wszystkie kociołki. Lśniły czystością.
- Nie jest tak źle. Jutro też macie się tu zjawić. Każda minuta spóźnienia to godzina więcej pracy. A teraz żegnam. - Warknął, wskazując na drzwi. Uczniowie pośpiesznie wyszli i gdy znaleźli się za drzwiami, Ginny nagle otworzyła szeroko oczy i wparowała do środka.
- Chwila, chwila! Nie oddał nam pan różdżek! - Krzyknęła patrząc na Snape'a.
- Całkiem spostrzegawcza z ciebie dziewczyna, Weasley. - Mruknął, rzucając w jej stronę dwie różdżki. Chwyciła je zręcznie i uśmiechnęła się pod nosem. Wyszła z klasy, podając Ślizgonowi jego przedmiot.
- To chyba twoje... - Powiedziała i szybkim tempem udała się do dormitorium. Była dosyć zmęczona i jedyne o czym marzyła, to położyć się wreszcie spać. Kiedy dotarła do Pokoju Wspólnego, pomachała tylko przyjaciołom i udała się do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic i w końcu opadła bez sił na łóżko, gotowa na kolejny, męczący dzień.
Poranek był słoneczny, zapowiadał się ciepły dzień, zupełnie inaczej niż wczoraj.
Gryfonka wstała i w pośpiechu spakowała potrzebne książki. Szybko zeszła na śniadanie i zjadła trochę sałatki. Po skończonym posiłku poszła po torbę i udała się na Transmutację. Całkiem prosta lekcja minęła jej nadzwyczaj szybko. Potem czekało ją Zielarstwo. Całkiem lubiła tę lekcję, ale nie widziała się w roli badacza tych niezwykłych roślin. Przesadzali dzisiaj kilka gatunków roślin do większych donic, by mogły się dalej rozwijać. Mieli kilkanaście minut na to, by pobiec do pokojów i szybko się umyć, by zaraz zdążyć na Historię Magii, czyli najnudniejszą lekcję na świecie. Każdy przysypiał, a i Weasley'ówna oddała się krainie marzeń. Niecała godzina zajęć zdawała się trwać w nieskończoność, aż wreszcie zadzwonił tak oczekiwany dzwonek. Następna lekcja, czyli Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami była całkiem przyjemna, nie spotkali żadnych niebezpiecznych zwierząt, nikt nie uciekł z krzykiem do Hogwartu a nawet nikt nic nie złamał czy skręcił, jak niestety było w zwyczaju tej pechowej klasy. Gdy Ginny oddalała się od skraju Zakazanego Lasu, bo tam odbywała się lekcja, do dziewczyny podbiegł Colin Creevey.
- Hej Ginny. Wiesz, pomyślałem, że może mogłabyś mi pomóc. Bo widzisz, mam lekki problem z Zielarstwem, a ty jesteś z tego naprawdę dobra. Nie mogłabyś mi może pomóc? Naprawdę tego nie rozumiem. - Powiedział szybko.
- Może przyjdziesz dzisiaj o 18 do biblioteki? Proszę. - Dodał jeszcze, a dziewczyna spojrzała na niego smutno.
- Przykro mi, Colin ale mam dzisiaj szlaban u profesora Snape'a. Ale obiecuję, że w wolnym czasie ci pomogę, naprawdę. - Odparła, posyłając mu lekki uśmiech.
- Szlaban u Snape'a? Nieźle się wkopałaś, dziewczyno. No ale nic, może pouczymy się w weekend? - spytał jeszcze.
- Tak, to niezły pomysł. - Usmiechnęła się do niego.
- Powodzenia na szlabanie. Może nie będzie tak źle. - Poklepał ją po ramieniu i odszedł do kolegów. Chłopak był naprawdę sympatyczny i Ginny szczerze go lubiła. Cieszyła się, widząc go razem z przyjaciółmi. Dopiero wieczorem czekała ją lekcja Astronomii, więc teraz miała jeszcze trzy godziny do szlabanu. Spędziła trochę czasu w Pokoju Wspólnym, razem z Ronem i Harrym, bo Hermiona chyba siedziała w bibliotece. Grali w Eksplodującego Durnia, co fajnie umiliło im czas. Kiedy do szlabanu nie zostało już wiele czasu, dziewczyna podniosła się z fotela i poszła do dormitorium. Mundurek zamieniła na zwykłe ubrania a różdżkę schowała za pasek spodni. Patrząc w swoje lustrzane odbicie westchnęła cicho i otworzyła drzwi. Drogę do lochów pokonała szybko i z chwilowym zawahaniem zapukała w duże drzwi. Te zaskrzypiały okropnie, kiedy Gryfonka przez nie przeszła. Zabini jużsiedział na swoim miejscu, tam gdzie wczoraj. Dziewczyna usiadła dwie ławki przed nim i w milczeniu oczekiwali nadejścia nauczyciela. Kiedy zegar na ścianie wybił godzinę siedemnastą, do sali wkroczył Snape w asyście Dracona, który uśmiechał się kpiąco. Snape pokrótce powiedział im, że dzisiaj będą czyścili szkolne nagrody. Profesora Filcha z nimi nie będzie, ale będzie nadzorował ich młody Malfoy. Trójka uczniów udała się do sali na czwarte piętro. Chłopak otworzył drzwi i wszedł jako pierwszy, zostawiając przyjaciela i Gryfonkę w tyle. Przywołał im wszystkie potrzebne do czyszczenia rzeczy i pozwolił, by Ginny, jako pierwsza oczywiście otworzyła jedną z wielu gablot i rozpoczęła pracę. Warknęła jeszcze na Blaise'a, żeby jej pomógł, po czym ten chwycił za pierwszy lepszy specyfik do czyszczenia i zaczął czyścić zakurzony puchar quidditcha sprzed chyba miliona lat. Czy ktoś tu na Merlina kiedyś sprzątał?! Minęło kilka, a może kilkanaście minut, zanim skończył pracę nad wielkim pucharem. W tym czasie dziewczyna wyczyściła kilka mniejszych pucharów i z zapałem czyściła kolejne nagrody. Blaise zabrał się do sprzątania zakurzonych medali. Było ich dosyć sporo, jednak były małe więc wyczyszczenie wszystkich zajęło mu umiarkowanie mało czasu. Później zabrał się za te większe puchary, bo dziewczyna czyściła bardzo dokładnie wszystkie małe elementy. Po prostu nie chciał jej za bardzo przeszkadzać. Oczywiście dlatego, że ona może odmówić pracy czy coś. No a on chyba niebędzie sam sprzątał, co? Minęło może półtora godziny, a oni prawie skończyli pracę. Zostało im tylko kilka pomniejszych nagród. Draco cały czas obserwował ich w milczeniu. Gdy skończyli, oddał dziewczynie wcześniej zabraną różdżkę a sam wziął przyjaciela na stronę.
- Stary, co to było?! Zero inicjatywy! Jak ci się tak podoba, to musisz coś wymyślić tępaku! - Krzyknął, jak się okazało, za głośno. Zza drzwi wyjrzała Ginny.
- Zabini... o czym on mówi? Czy to prawda? - spytała, patrząc niepewnie na chłopaka.
- Weasley, nadal nierozumiesz? To nie był przypadek. On nie rzucił w ciebie zaklęciem bez powodu. Musiał jakoś zwrócić twoją uwagę. A teraz przepraszam, idę poinformować profesora Snape'a, że skonczyliście szlaban. - Blondyn oddał im różdżki i w pośpiechu wyszedł z sali. Dziewczyna powoli przetrawiała wszystkie nowo nabyte informacje. Jak to... Ona podoba się Blaise'owi? Przecież w Slytherinie jest tyle lepszych od niej dziewczyn. Takich, które się dla niego nadają. Nawet nie pomyślała o tym, że on zrobił to celowo. Już nie raz zaczepiał ją na szkolnym korytarzu, ale to nigdy nie miało dla niej większego znaczenia. Zawsze uważała, że on jej po prostu nie lubi i chce jej po prostu zrobić na złość. Jakie było jej zdziwienie, kiedy podszedł do niej bliżej.
- Tak, Weasley. Od tamtego roku tak cholernie mi się podobasz. I mam dosyć tego, że mnie ignorujesz. Musiałem coś zrobić, tak? - Warknął, po czym zaczął nerwowo chodząc po sali.
- Ale... Blaise... - Mruknęła. Po raz pierwszy użyła jego imienia.
- Jest tyle lepszych ode mnie. Przecież zawsze byłam dla ciebie nikim. - Powiedziała, spuszczając wzrok.
- Nigdy nie byłaś dla mnie nikim. Nie ma lepszych od ciebie, rozumiesz? Jesteś moim pieprzonym ideałem. - Odparł, nie przestając chodzić po pomieszczeniu. Kiedy wreszcie się zatrzymał, dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
- Blaise ja... Nie wierzę... - Szepnęła. Patrzyła usilnie w swoje buty. Przecież zawsze ją poniżał i był chamski.
Nawet nie zauważyła, kiedy podszedł bliżej, chwytając ją jedną ręką za kark.
- To uwierz. - Warknął, całując ją. Objął ją jedną ręką w talii, uniemożliwiając jej ucieczkę. Przyparł ją do najbliższej ściany i lekko uśmiechnął się, gdy poczuł, że dziewczyna oddaje pocałunek. Nic nie zakłóciłoby ich chwili, gdyby nie głośne skrzypnięcie od strony drzwi. Przerażeni oderwali się od siebie w momencie, gdy Draco razem ze Snape'em weszli do środka. Nauczyciel patrzył tylko na efekty pracy by po chwili wyjść. Malfoy spojrzał wyczekująco na przyjaciela, a kiedy ten lekko uśmiechnął Draco opuścił pomieszczenie.
- Wierzę... - Zarzuciła mu ramiona na szyję i po krótkiej chwili w szybkim tempie opuściła pomieszczenie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy przez następne kilka godzin.
- Czy wiecie, dlaczego tu jesteście? - Zapytał, a jego lodowaty głos ciął powietrze jak ostrze. - Pytam, Weasley! - Krzyknął tak, że dziewczyna aż się wzdrygnęła, po czym potulnym głosem powiedziała tylko
- Tak, wiem, panie profesorze. - Głowę wciąż trzymała nisko, nie ośmielając się patrzeć nauczycielowi w oczy.
- Weasley, próbowałaś pozbawić nogi mojego ucznia! To niewybaczalne. A ty, Blaise, zamiast miotać Cruciatusem jak jakiś ciemniak, mogłeś chociaż spróbować uspokoić tą maniaczkę. Rozumiesz, spodziewałem się czegoś więcej po szesnastoletnim Ślizgonie. - Dał nacisk na ostatnie słowo. Bardzo dobrze pokazywał, jak nienawidzi Gryfonów. Miał do nich najgłębszą pogardę i nie szczędził im szlabanów czy odejmowanych punktów. No ale cóż... Gryfoni zasługują na nic więcej. Tym bardziej ktoś, kto zadaje się z takim pomiotem jak Potter! Myśli plączące się po jego głowie jednak nie dały o sobie znać, wyraz twarzy ciągle był u nauczyciela taki sam. Teraz trzeba tylko zastanowić się nad odpowiednią karą dla tej dwójki.
- Zabini, razem z panną Weasley... spędzicie razem trochę czasu. - Dokończył łagodnie, jednak cień w jego oczach wskazywał na to, że nie będą to miłe chwile.
- Na czyszczeniu kociołków, pomożecie też szanownemu panu Filchowi w polerowaniu srebra, jeśli będzie trzeba, urządzicie też sobie małą wycieczkę do Zakazanego Lasu. Jutro, punktualnie o 17 macie stawić się pod drzwiami mojego gabinetu. Jedna minuta spóźnienia to dodatkowa godzina sprzątania. Rozumiecie?! - warknął po czym wyszedł z sali, zostawiając uczniów samych. Nie mając co ze sobą zrobić, Ginny skierowała się do wyjścia. Kiedy była już za drzwiami, pędem puściła się na górę. Nie chciała nikomu nic mówić, więc wpadła jak wichura do dormitorium i szybko położyła się, byle by szybciej zasnąć i mieć ten koszmar za sobą.
Następnego dnia niebo przybrało odcienie szarości, niewiele osób się do siebie odzywało, Krukoni zrezygnowali nawet z czytania podczas śniadania, co mieli robić w zwyczaju. Piętnastoletnia Gryfonka usiadła przy stole razem z przyjaciółmi. Harry niemal zasypiał, oparłszy głowę na ramieniu Rona. Ten także nie dawał oznak jakiejkolwiek aktywności. Hermiona jednak uparcie studiowała podręcznik do eliksirów. Weasley'ówna nagle przypomniała sobie o tym, że już dzisiaj czeka ją szlaban. I to razem z tym baranem Zabinim. Ugh... Jak ona go nie lubiła. No ale... Nie miała tu nic do gadania, szczególnie, że nie chciała już bardziej podpaść Snape'owi. Nadszedł czas na pierwszą lekcję. Zaklęcia minęły dosyć szybko, następnie Obrona Przed Czarną Magią i Wróżbiarstwo. I w końcu ostatnia lekcja. Godzinne zajęcia Eliksirów dłużyły się niemiłosiernie, Snape oczywiście z wielkim zapałem gnębił Gryfonów, odjął im ze czterdzieści punktów, by z okropnym uśmiechem na ustach pożegnać całą klasę.
- Weasley, zostań tu! - Krzyknął, a dziewczyna stanęła jak wryta, po czym niepewnie odwróciła się w stronę nauczyciela.
- Dzisiaj masz się tu zjawić punkt 17. Pamiętasz o tym, mam nadzieję? - Zapytał jadowicie.
- Tak, proszę pana. - Mruknęła i pędem wybiegła z klasy. Udała się do Pokoju Wspólnego. Postanowiła się pouczyć, więc z torby wyjęła gruby podręcznik do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i zaczęła czytać kolejne rozdziały. Nim się obejrzała, minęło sporo czasu. Spojrzała na zegarek, zostało jej niecałe pół godziny. Weszła do dormitorium, zamiast mundurka założyła szarą koszulkę i jasne spodnie. Gdy była już gotowa, wyszła z pokoju i w szybkim tempie udała się do lochów. Trafiła tam na dwie minuty przed wyznaczonym czasem. Westchnęła cicho i zapukała do klasy. Usłyszała zimny głos profesora i cicho weszła do środka. Usiadła w ławce i cierpliwie poczekała na rok starszego chłopaka. Wszedł do sali niemal punktualnie o 17. Usiadł w ławce za nią i cierpliwie czekał, aż nauczyciel powie cokolwiek. Jednak on tylko siedział, patrząc na nich. Kiedy minęło kilka minut, dziewczyna postanowiła przerwać milczenie.
- Too... Co mamy dzisiaj zrobić, proszę pana? - Spytała, patrząc na mężczyznę.
- Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów. - Powiedział. Blaise parsknął śmiechem, a nastolatka zaczerwieniła się. Zapadła się na krześle i spuściła wzrok.
- Macie trzy godziny. Macie wyczyścić te kociołki. - Wskazał na stos za sobą. Odebrał im różdżki i wyszedł z klasy. Młoda Weasley'ówna od razu zabrała się do pracy. Chwyciła wszystkie środki do czyszczenia, jakie mogłyby się przydać i zabrała się do sprzątania. Minęło kilka minut, a jeden kociołek odstawał od reszty, będąc czystym i wypolerowanym.
- Te, Zabini... Rusz swój tyłek i chodź tutaj, szlaban sam się nie odrobi. - Warknęła i wskazała na niewielki stos za sobą. Chłopak niechętnie podniósł się i usiadł na podłodze obok Gryfonki. Chwycił pierwszy lepszy środek do czyszczenia i po chwili kociołek zaczął robić się czystszy. Praca szła im szybko. Nie rozmawiali ze sobą, dzięki czemu w stu procentach mogli skupić się na pracy. Minęło trochę czasu, aż wreszcie wszystko było czyste. Blaise podniósł się z podłogi i usiadł wygodnie na krześle. Ginny także wstała i oparła się o ścianę z tyłu klasy. Po około dziesięciu minutach wrócił Snape, lustrując wzrokiem wszystkie kociołki. Lśniły czystością.
- Nie jest tak źle. Jutro też macie się tu zjawić. Każda minuta spóźnienia to godzina więcej pracy. A teraz żegnam. - Warknął, wskazując na drzwi. Uczniowie pośpiesznie wyszli i gdy znaleźli się za drzwiami, Ginny nagle otworzyła szeroko oczy i wparowała do środka.
- Chwila, chwila! Nie oddał nam pan różdżek! - Krzyknęła patrząc na Snape'a.
- Całkiem spostrzegawcza z ciebie dziewczyna, Weasley. - Mruknął, rzucając w jej stronę dwie różdżki. Chwyciła je zręcznie i uśmiechnęła się pod nosem. Wyszła z klasy, podając Ślizgonowi jego przedmiot.
- To chyba twoje... - Powiedziała i szybkim tempem udała się do dormitorium. Była dosyć zmęczona i jedyne o czym marzyła, to położyć się wreszcie spać. Kiedy dotarła do Pokoju Wspólnego, pomachała tylko przyjaciołom i udała się do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic i w końcu opadła bez sił na łóżko, gotowa na kolejny, męczący dzień.
Poranek był słoneczny, zapowiadał się ciepły dzień, zupełnie inaczej niż wczoraj.
Gryfonka wstała i w pośpiechu spakowała potrzebne książki. Szybko zeszła na śniadanie i zjadła trochę sałatki. Po skończonym posiłku poszła po torbę i udała się na Transmutację. Całkiem prosta lekcja minęła jej nadzwyczaj szybko. Potem czekało ją Zielarstwo. Całkiem lubiła tę lekcję, ale nie widziała się w roli badacza tych niezwykłych roślin. Przesadzali dzisiaj kilka gatunków roślin do większych donic, by mogły się dalej rozwijać. Mieli kilkanaście minut na to, by pobiec do pokojów i szybko się umyć, by zaraz zdążyć na Historię Magii, czyli najnudniejszą lekcję na świecie. Każdy przysypiał, a i Weasley'ówna oddała się krainie marzeń. Niecała godzina zajęć zdawała się trwać w nieskończoność, aż wreszcie zadzwonił tak oczekiwany dzwonek. Następna lekcja, czyli Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami była całkiem przyjemna, nie spotkali żadnych niebezpiecznych zwierząt, nikt nie uciekł z krzykiem do Hogwartu a nawet nikt nic nie złamał czy skręcił, jak niestety było w zwyczaju tej pechowej klasy. Gdy Ginny oddalała się od skraju Zakazanego Lasu, bo tam odbywała się lekcja, do dziewczyny podbiegł Colin Creevey.
- Hej Ginny. Wiesz, pomyślałem, że może mogłabyś mi pomóc. Bo widzisz, mam lekki problem z Zielarstwem, a ty jesteś z tego naprawdę dobra. Nie mogłabyś mi może pomóc? Naprawdę tego nie rozumiem. - Powiedział szybko.
- Może przyjdziesz dzisiaj o 18 do biblioteki? Proszę. - Dodał jeszcze, a dziewczyna spojrzała na niego smutno.
- Przykro mi, Colin ale mam dzisiaj szlaban u profesora Snape'a. Ale obiecuję, że w wolnym czasie ci pomogę, naprawdę. - Odparła, posyłając mu lekki uśmiech.
- Szlaban u Snape'a? Nieźle się wkopałaś, dziewczyno. No ale nic, może pouczymy się w weekend? - spytał jeszcze.
- Tak, to niezły pomysł. - Usmiechnęła się do niego.
- Powodzenia na szlabanie. Może nie będzie tak źle. - Poklepał ją po ramieniu i odszedł do kolegów. Chłopak był naprawdę sympatyczny i Ginny szczerze go lubiła. Cieszyła się, widząc go razem z przyjaciółmi. Dopiero wieczorem czekała ją lekcja Astronomii, więc teraz miała jeszcze trzy godziny do szlabanu. Spędziła trochę czasu w Pokoju Wspólnym, razem z Ronem i Harrym, bo Hermiona chyba siedziała w bibliotece. Grali w Eksplodującego Durnia, co fajnie umiliło im czas. Kiedy do szlabanu nie zostało już wiele czasu, dziewczyna podniosła się z fotela i poszła do dormitorium. Mundurek zamieniła na zwykłe ubrania a różdżkę schowała za pasek spodni. Patrząc w swoje lustrzane odbicie westchnęła cicho i otworzyła drzwi. Drogę do lochów pokonała szybko i z chwilowym zawahaniem zapukała w duże drzwi. Te zaskrzypiały okropnie, kiedy Gryfonka przez nie przeszła. Zabini jużsiedział na swoim miejscu, tam gdzie wczoraj. Dziewczyna usiadła dwie ławki przed nim i w milczeniu oczekiwali nadejścia nauczyciela. Kiedy zegar na ścianie wybił godzinę siedemnastą, do sali wkroczył Snape w asyście Dracona, który uśmiechał się kpiąco. Snape pokrótce powiedział im, że dzisiaj będą czyścili szkolne nagrody. Profesora Filcha z nimi nie będzie, ale będzie nadzorował ich młody Malfoy. Trójka uczniów udała się do sali na czwarte piętro. Chłopak otworzył drzwi i wszedł jako pierwszy, zostawiając przyjaciela i Gryfonkę w tyle. Przywołał im wszystkie potrzebne do czyszczenia rzeczy i pozwolił, by Ginny, jako pierwsza oczywiście otworzyła jedną z wielu gablot i rozpoczęła pracę. Warknęła jeszcze na Blaise'a, żeby jej pomógł, po czym ten chwycił za pierwszy lepszy specyfik do czyszczenia i zaczął czyścić zakurzony puchar quidditcha sprzed chyba miliona lat. Czy ktoś tu na Merlina kiedyś sprzątał?! Minęło kilka, a może kilkanaście minut, zanim skończył pracę nad wielkim pucharem. W tym czasie dziewczyna wyczyściła kilka mniejszych pucharów i z zapałem czyściła kolejne nagrody. Blaise zabrał się do sprzątania zakurzonych medali. Było ich dosyć sporo, jednak były małe więc wyczyszczenie wszystkich zajęło mu umiarkowanie mało czasu. Później zabrał się za te większe puchary, bo dziewczyna czyściła bardzo dokładnie wszystkie małe elementy. Po prostu nie chciał jej za bardzo przeszkadzać. Oczywiście dlatego, że ona może odmówić pracy czy coś. No a on chyba niebędzie sam sprzątał, co? Minęło może półtora godziny, a oni prawie skończyli pracę. Zostało im tylko kilka pomniejszych nagród. Draco cały czas obserwował ich w milczeniu. Gdy skończyli, oddał dziewczynie wcześniej zabraną różdżkę a sam wziął przyjaciela na stronę.
- Stary, co to było?! Zero inicjatywy! Jak ci się tak podoba, to musisz coś wymyślić tępaku! - Krzyknął, jak się okazało, za głośno. Zza drzwi wyjrzała Ginny.
- Zabini... o czym on mówi? Czy to prawda? - spytała, patrząc niepewnie na chłopaka.
- Weasley, nadal nierozumiesz? To nie był przypadek. On nie rzucił w ciebie zaklęciem bez powodu. Musiał jakoś zwrócić twoją uwagę. A teraz przepraszam, idę poinformować profesora Snape'a, że skonczyliście szlaban. - Blondyn oddał im różdżki i w pośpiechu wyszedł z sali. Dziewczyna powoli przetrawiała wszystkie nowo nabyte informacje. Jak to... Ona podoba się Blaise'owi? Przecież w Slytherinie jest tyle lepszych od niej dziewczyn. Takich, które się dla niego nadają. Nawet nie pomyślała o tym, że on zrobił to celowo. Już nie raz zaczepiał ją na szkolnym korytarzu, ale to nigdy nie miało dla niej większego znaczenia. Zawsze uważała, że on jej po prostu nie lubi i chce jej po prostu zrobić na złość. Jakie było jej zdziwienie, kiedy podszedł do niej bliżej.
- Tak, Weasley. Od tamtego roku tak cholernie mi się podobasz. I mam dosyć tego, że mnie ignorujesz. Musiałem coś zrobić, tak? - Warknął, po czym zaczął nerwowo chodząc po sali.
- Ale... Blaise... - Mruknęła. Po raz pierwszy użyła jego imienia.
- Jest tyle lepszych ode mnie. Przecież zawsze byłam dla ciebie nikim. - Powiedziała, spuszczając wzrok.
- Nigdy nie byłaś dla mnie nikim. Nie ma lepszych od ciebie, rozumiesz? Jesteś moim pieprzonym ideałem. - Odparł, nie przestając chodzić po pomieszczeniu. Kiedy wreszcie się zatrzymał, dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
- Blaise ja... Nie wierzę... - Szepnęła. Patrzyła usilnie w swoje buty. Przecież zawsze ją poniżał i był chamski.
Nawet nie zauważyła, kiedy podszedł bliżej, chwytając ją jedną ręką za kark.
- To uwierz. - Warknął, całując ją. Objął ją jedną ręką w talii, uniemożliwiając jej ucieczkę. Przyparł ją do najbliższej ściany i lekko uśmiechnął się, gdy poczuł, że dziewczyna oddaje pocałunek. Nic nie zakłóciłoby ich chwili, gdyby nie głośne skrzypnięcie od strony drzwi. Przerażeni oderwali się od siebie w momencie, gdy Draco razem ze Snape'em weszli do środka. Nauczyciel patrzył tylko na efekty pracy by po chwili wyjść. Malfoy spojrzał wyczekująco na przyjaciela, a kiedy ten lekko uśmiechnął Draco opuścił pomieszczenie.
- Wierzę... - Zarzuciła mu ramiona na szyję i po krótkiej chwili w szybkim tempie opuściła pomieszczenie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy przez następne kilka godzin.
Hej, hej! Szczerze, to pracowałam nad tą minuaturką straszne długo, bo chyba od początków maja. Nie mniej jednak bardzo mi się podoba. No i jest to post odrobinę specjalny, bo wrzucam go dzisiaj ze względu na... 8 miesięcy!! Jeju, aż nie wierzę, że to już tyle czasu. Powiem jeszcze, że na 50 tysięcy wyświetleń będzie coś innego, wyjątkowo nie związanego z HP. No ale nic, zbliża się koniec szkoły i posty pojawiały się będą częściej. Zapraszam do komentowania, bo każdy komentarz i każde +1 jest naprawdę świetną motywacją.
Do następnego!
Raven
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz