Święta w Hogwarcie...
Ach... Ten zapach sosen i roznoszący się aromat piernika...
Uczniowie spędzali właśnie poranek jedząc ostatnie śniadanie, nim wyjadą do domów, by spędzić tam czas z rodziną.
Harry jadł tosta, zerkając co chwila w kierunku stołu Krukonów. Wyszukiwał w tłumie pewnej osoby... Jednak nigdzie jej nie spostrzegł. A szkoda...
Nagle zza stołu nauczycielskiego wstał profesor Dumbledore. Ach, Dumbledore... Czarodziej znający smak sławy i porażki, zawodu i miłości. Jego historia nie była do końca znana. Tylko nieliczni wiedzieli więcej. Jednakże czarodziej nikogo nie dopuścił do swojego umysłu całkowicie.
Zaczął swoją przemowę. Dla niektórych byłaby ona zapewne nużąca, bez sensu. Jednak młody czarodziej patrzył na profesora z niemą fascynacją. Albus zdecydowanie był dla chłopaka wzorem do naśladowania. Nastolatek, mimo młodego wieku wiele wiedział o Dumbelodore'ze.
Było tak chociażby za sprawą spotkań, jakie Harry regularnie odbywał z nauczycielem, by zagłębiać się w świat Toma Riddle'a. Zwykły nastolatek, chłopak tak niepozorny... Aktualnie tak wielki czarodziej. Potter zamyślił się.
Mimo wszystko czuł wobec Voldemorta pewien podziw. Nie przyznał się do tego nikomu, naturalnie. Jednak w głębi duszy i w sobie, Gryfon czuł namiastkę Slytherina. Jednak nikomu o tym nie powiedział. Bo to i tak nic by nie zmieniło, a Harry straciłby swoją reputację. Z rozmyślań wyrwał go głos Hermiony. Ta chciała, by Harry poszedł z nią do Sali Wyjściowej. Złoty Chłopiec rozejrzał się po sali. Faktycznie, niewiele osób zostało przy stołach, kończąc śniadanie. Chłopak podnosił się już z miejsca, gdy drogę zagrodził mu Draco Malfoy. Nastoletni Ślizgon patrzył na Pottera z pogardą. Uśmiechnął się złośliwie i warknął
Ach... Ten zapach sosen i roznoszący się aromat piernika...
Uczniowie spędzali właśnie poranek jedząc ostatnie śniadanie, nim wyjadą do domów, by spędzić tam czas z rodziną.
Harry jadł tosta, zerkając co chwila w kierunku stołu Krukonów. Wyszukiwał w tłumie pewnej osoby... Jednak nigdzie jej nie spostrzegł. A szkoda...
Nagle zza stołu nauczycielskiego wstał profesor Dumbledore. Ach, Dumbledore... Czarodziej znający smak sławy i porażki, zawodu i miłości. Jego historia nie była do końca znana. Tylko nieliczni wiedzieli więcej. Jednakże czarodziej nikogo nie dopuścił do swojego umysłu całkowicie.
Zaczął swoją przemowę. Dla niektórych byłaby ona zapewne nużąca, bez sensu. Jednak młody czarodziej patrzył na profesora z niemą fascynacją. Albus zdecydowanie był dla chłopaka wzorem do naśladowania. Nastolatek, mimo młodego wieku wiele wiedział o Dumbelodore'ze.
Było tak chociażby za sprawą spotkań, jakie Harry regularnie odbywał z nauczycielem, by zagłębiać się w świat Toma Riddle'a. Zwykły nastolatek, chłopak tak niepozorny... Aktualnie tak wielki czarodziej. Potter zamyślił się.
Mimo wszystko czuł wobec Voldemorta pewien podziw. Nie przyznał się do tego nikomu, naturalnie. Jednak w głębi duszy i w sobie, Gryfon czuł namiastkę Slytherina. Jednak nikomu o tym nie powiedział. Bo to i tak nic by nie zmieniło, a Harry straciłby swoją reputację. Z rozmyślań wyrwał go głos Hermiony. Ta chciała, by Harry poszedł z nią do Sali Wyjściowej. Złoty Chłopiec rozejrzał się po sali. Faktycznie, niewiele osób zostało przy stołach, kończąc śniadanie. Chłopak podnosił się już z miejsca, gdy drogę zagrodził mu Draco Malfoy. Nastoletni Ślizgon patrzył na Pottera z pogardą. Uśmiechnął się złośliwie i warknął
- O Potter, ty i twoja szlama wyjeżdżacie? Jedziecie z Weasley'em do jego nory? - Ostatnie słowo wypowiedział z czystą nienawiścią, po czym dumnie ruszył przed siebie. Kilku Krukonów patrzyło znad książek na rozgrywającą się przed nimi scenę. Także dwóch Puchonów, którzy jeszcze zostali w Wielkiej Sali obserwowali poczynania chłopaków. Harry był wściekły. Nie mógł pozwolić na to, żeby jakiś tam Malfoy obrażał jego przyjaciela. Fakt, że Rona nie było już w sali nic nie zmieniał. Stół nauczycielski także był pusty, toteż w pomieszczeniu zostali sami uczniowie.
Potter wyciągał już różdżkę, chcąc rzucić zaklęcie na Ślizgona. Draco był odwrócony, nie widział promienia światła, jakie zmierzało w jego kierunku. Jednak znajdująca się przy nim Pansy Parkinson w porę odwróciła się. Patrząc na różdżkę, szybko odepchnęła przyjaciela na bok. Ten prawie upadł, jednak złapał równowagę w ostatnim momencie. Wszyscy w sali patrzyli oniemiali, jak promień trafia w drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem.
Zapadła grobowa cisza, podczas której każdemu przez głowę przeleciało milion myśli.
Nagle wszyscy podbiegli do drzwi, tłukąc w nie z całych sił, próbując je otworzyć zaklęciami, robiąc co się da. Jednakże nic nie poskutkowało. I tak uczniowie zostali uwięzieni w sali. Nie wiedzieli, czy ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie, by pomóc im. Nic się nie działo.
Wśród uczniów zapanował chaos. Hermiona trzymała Harry'ego kurczowo za ramię, wpijając mu paznokcie w rękę. Ten nie wiedział nawet co powiedzieć. Właśnie zamknął się w Wielkiej Sali z Hermioną, Malfoy'em, Pansy, Luną, Cho, Cedrikiem*, Ernie'm, Mariettą i Blaise'm.
Coś jeszcze?
* - W mojej oto wersji Cedrik żyje.
Hahaha! Więc wracam!! I tak oto rozpoczyna się "Świąteczna Masakra". Opowiadanie będzie podzielone na części. Zapraszam do komentowania i czytania. Mam nadzieję, że się podoba, do Wigilii Bożego Narodzenia postaram się napisać drugą część (będą 3 lub 4 części). Tak więc powracam do pisania, mam wenę i zaraz zabieram się do dalszego pisania. Tak więc no. Zapraszam jeszcze raz i tekst zostawiam do oceny Wam.
~Blue Raven
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz